Nie będzie zarzutów kryminalnych w sprawie Roberta Dziekańskiego. Polak zmarł rok temu na lotnisku w Vancuover, po tym, jak kanadyjska policja użyła przeciwko niemu paralizatora elektrycznego. Zdaniem prokuratury, sekcja zwłok nie potwierdziła, by śmierć była wyłącznie konsekwencją wstrząsów elektrycznych.

Atak serca nastąpił w wyniku kumulacji strachu przed lataniem, braku snu, odstawienia alkoholu i stresu związanego z interwencją policji. Ale w związku z tym, żaden z czterech funkcjonariuszy nie może być oskarżony o złamanie prawa.

Prawnik rodziny Dziekańskiego powiedział, że w tej chwili czeka na wyniki "publicznego śledztwa", które toczy się równolegle i które zdaniem adwokata jest lepszą drogą do ustalenia okoliczności śmierci Polaka.