Średnio 44 osoby giną codziennie na Filipinach w "wojnie z przestępczością", którą ogłosił wybrany w czerwcu prezydent Rodrigo Duterte - wynika z danych udostępnionych przez policję we wtorek. W ciągu ponad dwóch miesięcy zabito prawie trzy tysiące ludzi.

Średnio 44 osoby giną codziennie na Filipinach w "wojnie z przestępczością", którą ogłosił wybrany w czerwcu prezydent Rodrigo Duterte - wynika z danych udostępnionych przez policję we wtorek. W ciągu ponad dwóch miesięcy zabito prawie trzy tysiące ludzi.
Prezydent Filipin Rodrigo Duterte /Mast Irham /PAP/EPA

Jak wynika ze źródeł policyjnych, od 30 czerwca bieżącego roku - dnia objęcia prezydentury przez Duterte - policja zabiła dokładnie 1033 osoby w operacjach wymierzonych w handlarzy narkotyków, przy czym zaznaczono, że funkcjonariusze działali w warunkach obrony koniecznej.

Pozostałe ofiary, 1894 ludzi, zostały zamordowane w "niewyjaśnionych okolicznościach" - podaje policja. Zgodnie z doniesieniami organizacji broniących praw człowieka, chodzi tu o egzekucje dokonywane na własną rękę przez zachęconą retoryką władz ludność cywilną.

Prezydent Duterte doszedł do władzy, prowadząc populistyczną kampanię wyborczą, w której zapowiedział skończenie w ciągu sześciu miesięcy z handlem narkotykami w państwie, wzywając przy tym Filipińczyków do samodzielnego egzekwowania sprawiedliwości.

Postępowanie filipińskich władz spotkało się z potępieniem przez wiele państw i organizacji międzynarodowych. Zeszłotygodniowa wypowiedź prezydenta USA Baracka Obamy w związku z sytuacją na Filipinach spotkała się niewybrednym komentarzem prezydenta Duterte, w wyniku czego Obama odwołał spotkanie z nim we wtorek na marginesie szczytu ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej) w stolicy Laosu, Wientianie.

(az)