Wojskowa CASA, którą leciała w poniedziałek delegacja z ministrem spraw zagranicznych, wystrzeliła podczas startu z Trypolisu kilkadziesiąt flar. Zadziałał system tzw. biernej obrony przed atakiem rakietowym - ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada.

Są dwie wersje, dlaczego flary zostały wystrzelone. Nieoficjalna mówi, że system zadziałał, bo jego czujniki wykryły wiązki radaru, który mógł stanowić zagrożenie. Jednak - jak usłyszał nasz reporter, który także był na pokładzie tej maszyny - zagrożenie było niewielkie, a radaru miała użyć nowa ochrona lotniska w stolicy Libii. Załoga postąpiła zgodnie z procedurami - samolot wypuścił 40 flar.

Natomiast w Siłach Powietrznych Krzysztof Zasada usłyszał, że to nie załoga wystrzeliła wabiki, a system przy starcie przestawiony był z manualnego na automatyczny. Według wojskowych, nie było żadnego radaru ani zagrożenia, a nastąpiła usterka systemu biernej obrony. Jeszcze nie wiadomo, dlaczego do tego doszło. Nie zmienia to faktu, że pasażerom ścierpła skóra, gdy tuż po starcie usłyszeli nieustalony hałas na zewnątrz samolotu, który przypominał eksplozje - relacjonuje nasz reporter.