Ministrowie transportu krajów "27" uzgodnili nowy system wymiany danych, który umożliwi identyfikację i ściganie zagranicznych kierowców łamiących przepisy na drogach UE. Ma to położyć kres ich poczuciu bezkarności i ograniczyć liczbę wypadków.

Bardzo wielu ludzi myśli, że jak prowadzą samochód za granicą, to kodeks drogowy już ich nie dotyczy - powiedział unijny komisarz ds. transportu Siim Kallas. Mam złą wiadomość dla piratów drogowych - położymy temu koniec - podkreślił Kallas. Po spotkaniu także minister infrastruktury Cezary Grabarczyk ocenił, że kończy się okres bezkarności, wprowadzamy zasadę równości.

Obecnie jeśli polski kierowca, który przekroczy dozwoloną prędkość w innym państwie Unii Europejskiej, na przykład w Belgii pozostaje, nie dostanie mandatu, bo system automatycznych radarów i kamer nie jest w stanie ustalić jego tożsamości. Podobnie jest w przypadku kontroli przez policję, która nie ma środków, by potwierdzić dane schwytanego na jeździe po pijanemu zagranicznego kierowcy i jego samochodu.

Ta bezkarność nie tylko niekorzystnie wpływa na bezpieczeństwo drogowe, ale jest także dyskryminująca w stosunku do krajowych sprawców wykroczeń, którzy ponoszą za nie kary.

Dzięki zbudowaniu unijnej bazy danych o numerach rejestracyjnych i kierowcach, belgijska policja będzie mogła się zwrócić o identyfikację np. polskiego kierowcy. Po jakimś czasie od belgijskich władz dostanie on po polsku list z nakazem zapłacenia mandatu. My prześlemy dane. Dzięki temu sankcja będzie nakładana zgodnie z prawem miejsca popełnienia (wykroczenia). Mandat będzie egzekwowany na rzecz kraju, gdzie wykroczenie zostało popełnione - powiedział Grabarczyk.

Współpraca będzie dotyczyć takich naruszeń kodeksu drogowego, jak m.in.: przekroczenie dozwolonej prędkości, jazda pod wpływem alkoholu, jazda bez zapiętych pasów bezpieczeństwa, przejechanie na czerwonym świetle, jazda pod wpływem narkotyków, jazda po buspasie albo pasie awaryjnym, korzystanie z telefonu komórkowego w czasie jazdy oraz jazda na motorze bez kasku.

Zawarte porozumienie polityczne ma jeszcze zatwierdzić Parlament Europejski, który może wnieść ewentualne poprawki. Zanim dyrektywa trafi do eurodeputowanych, parlamenty Wielkiej Brytanii i Irlandii muszą jeszcze zdecydować, czy chcą przyjęcia u siebie dyrektywy (te kraje wraz z Danią nie mają obowiązku udziału we współpracy policyjnej w UE; już wiadomo, że Kopenhaga nie wejdzie do współpracy). Dlatego prace legislacyjne mogą jeszcze potrwać nawet rok.

Może się zdarzyć, że finał prac nastąpi w czasie polskiej prezydencji (druga połowa 2011) - powiedział Grabarczyk. Potem na wdrożenie dyrektywy kraje będą miały dwa lata.