Kilkadziesiąt tysięcy osób wzięło udział w marszu przeciw przemocy wobec kobiet w Paryżu. Zgromadzeni domagali się środków prewencyjnych i pomocy dla zagrożonych kobiet. Od początku roku we Francji 137 kobiet zostało zabitych przez byłych lub aktualnych partnerów.

Według wykonanych dla mediów obliczeń niezależnego ośrodka Occurrence w marszu w Paryżu uczestniczyło 49 tys. osób. Ruch Nous Toutes (My wszystkie), który zorganizował protest, twierdzi, że na ulice Paryża wyszło blisko 100 tys. osób, a w całej Francji w demonstracjach udział wzięło 150 tys. ludzi.

Marsz wsparły największe francuskie stowarzyszenia, blisko 70 różnych organizacji, partie lewicowe. Pojawili się też znani aktorzy i aktorki, jak Lea Drucker, Julie Gayet i Vincent Trintignant, brat aktorki Marie Trintignant, która została pobita na śmierć przez swego partnera.

Córka słynnego aktora Jean-Louisa Trintignanta, Marie, zmarła w 2003 roku na obrzęk mózgu po pobiciu przez swego partnera muzyka Bertranda Cantata, który uderzył ją kilkanaście razy w głowę. Cantat został skazany na osiem lat więzienia, ale wyszedł z niego po czterech latach, mimo iż nie udzielił pomocy Marie, nawet wtedy, gdy stało się oczywiste, że jest umierająca.

Wielu śmierci udałoby się uniknąć

Organizatorki sobotniego marszu uznały, że muszą podjąć kroki, które uświadomią władzom skalę problemu oraz fakt, że wielu śmierci udałoby się uniknąć, gdyby policja mogła i potrafiła interweniować we właściwym momencie. Wiele kobiet, które zginęły, zwracało się wcześniej do policji o pomoc.

Organizacja Nous Toutes prosi rząd o 1 mld euro dotacji na walkę z przemocą i pomoc dla kobiet. Skarży się na brak środków. W poniedziałek zakończy się przygotowywanie rządowego raportu na temat przemocy rodzinnej. Poszukiwanie środków zaradczych w tej sprawie poparł prezydent Emmanuel Macron. Premier Edouard Philippe wraz z kilkunastoosobowym zespołem ma na podstawie tego dokumentu przedstawić program walki z przemocą wobec kobiet - podaje AFP.