Francja uważa za sprawę priorytetową wyjaśnienie okoliczności i definitywnego bilansu ofiar piątkowego ataku lotniczego NATO w pobliżu Kunduzu w Afganistanie. Takie oświadczenie złożył francuski minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner. Bombardowanie nazwał wielkim błędem.

To reakcja na doniesienia, mówiące, że wbrew ostatnim rozkazom nowego najwyższego dowódcy NATO w Afganistanie - amerykańskiego generała Stanleya McChrystala - przeprowadzono atak powietrzny na talibów w miejscu, gdzie znajdowała się ludność cywilna.

Zespół dochodzeniowy NATO niezwłocznie przystąpił do badania okoliczności ataku pod Kunduzem, gdzie amerykański odrzutowiec F-15E zbombardował dwa uprowadzone przez talibów samochody-cysterny z paliwem. Bombardowanie spowodowało ofiary wśród rebeliantów i ludności cywilnej. Liczba ofiar określana jest przez miejscowe władze na ponad sto, w tym kobiety i dzieci.

Dwa dzienniki - hiszpański "El Pais" i amerykański "Washington Post" - opublikowały w niedzielę najbardziej szczegółowe informacje na temat ataku pod Kunduzem. Według pierwszego z nich, talibowie ustawili na szosach wokół Kunduzu fałszywe posterunki w mundurach afgańskiej armii rządowej i w ten sposób przejęli dwie cysterny z paliwem. Kiedy starali się przeprawić przez rzekę Kunduz ze swą zdobyczą do strefy Char Darah, którą kontrolują, samochody utknęły na piaszczystym brzegu rzeki, o sześć kilometrów od niemieckiej bazy wojskowej.

Według zeznań naocznych świadków - kontynuuje "El Pais" - talibowie zaczęli rozdawać za darmo okolicznym mieszkańcom paliwo z cystern. Mogli to robić w celach propagandowych albo chcieli w ten sposób stworzyć żywą tarczę wokół samochodów, które próbowali wyciągnąć z piachu. Wokół obu cystern zebrały się dziesiątki, a może setki osób.

O godzinie 2.30 w nocy czasu miejscowego, w 40 minut po uprowadzeniu samochodów, pociski powietrze-ziemia wystrzelone przez samolot NATO spowodowały eksplozję cystern, a płonące paliwo ogarnęło wszystko wokół.

Dziennikarze, którzy przybyli z generałem McChrystalem na miejsce inspekcji, widzieli żółte, plastikowe kanisterki rozrzucone wokół spalonych wraków cystern na brzegu rzeki Kunduz. Kilkanaście było wypełnionych paliwem.

Według dziennika "Washington Post", zespół dochodzeniowy ustalił, że ofiar bombardowania jest co najmniej 125, w tym ponad 20 cywilów. Tymczasem gubernator prowincji Kunduz, Mohammad Omar, podał w niedzielę, że w piątkowym nalocie zginęły 54 osoby, w tym sześciu cywilów, a 15 osób zostało rannych, w tym dwóch talibów.

Oficer dowodzący niemieckim patrolem, który ścigał oddział talibów po uprowadzeniu przez nich cystern, przekazał do ośrodka dowodzenia operacyjnego drogą elektroniczną obraz cysterny, wokół której widać było wiele ciemnych punktów, przedstawiających ludzi. Obraz nie był jednak wystarczająco wyraźny, aby można było stwierdzić, czy ludzie ci są uzbrojeni - napisał "Washington Post".

W tym samym momencie afgański informator miał przekazać do niemieckiego dowództwa wiadomość, że wszystkie osoby, znajdujące się wokół cystern, to talibowie. Wówczas niemiecki dowódca wydał rozkaz przeprowadzenia ataku powietrznego na cysterny. "Washington Post" podkreśla, że podjęcie tego rodzaju decyzji na podstawie jednego tylko źródła informacji może stanowić pogwałcenie reguł, ustanowionych przez dowódcę wojsk USA i NATO w Afganistanie generała McChrystala.