​Papież Franciszek powiedział, że chrześcijanin nie oskarża innych, tylko siebie samego. Te słowa papieża z porannego kazania watykaniści interpretują jako nawiązanie do stawianych mu zarzutów, jakoby wiedział o czynach molestowania hierarchy z USA. W homilii w czasie mszy w kaplicy Domu Świętej Marty w Watykanie Franciszek podkreślił, że wierzący muszą uznać się za grzeszników, jak uczynił to święty Piotr i że bez tego nie można podążać po drodze życia chrześcijańskiego.

To jest pierwszy decydujący krok ucznia Jezusa - wskazał papież. To również pierwszy krok każdego z nas; jeśli chce się podążać drogą życia duchowego, życia Jezusa, służyć Jezusowi i za nim iść trzeba właśnie tego, oskarżenia siebie samego. Bez oskarżenia siebie samego nie można podążać drogą życia chrześcijańskiego" - wyjaśnił.

Jak zaznaczył Franciszek, "wszyscy wiemy, że jesteśmy grzesznikami", ale "nie jest łatwo" oskarżać siebie samego. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by mówić: "Jestem grzesznikiem", ale w taki sam sposób, w jaki mówimy: "Jestem człowiekiem" czy "Jestem obywatelem włoskim" - dodał.

Tłumaczył, że oskarżyć siebie samego to znaczy "poczuć się nędznym", odczuć wstyd w obliczu Boga.

Potrzebne jest, jak mówił papież, szczere wyznanie winy, a to nie jest zabieg "kosmetyczny", który zmienia twarz "dwoma pociągnięciami pędzelka".

Są ludzie, którzy żyją obmawiając innych, oskarżając innych, a nigdy nie pomyślą o sobie - powiedział papież. Zachęcił wiernych do refleksji nad tym, jak się spowiada.

Jak się spowiadam? Jak papugi? Bla, bla, bla, zrobiłem to, tamto? Ale czy twoje serce dotyka to, co zrobiłeś? - pytał Franciszek. Ocenił, że często tak nie jest. Idzie się do spowiedzi jak na zabieg kosmetyczny, by nałożyć sobie makijaż, żeby wyjść ładniejszym - ocenił papież.

Podkreślił, że znakiem tego, iż chrześcijanin nie umie oskarżyć siebie samego jest to, że przyzwyczajony jest, by "obgadywać innych i wtrącać się w życie innych".

Tematem dyskusji jest opublikowany we Włoszech pod koniec sierpnia list byłego nuncjusza apostolskiego w USA arcybiskupa Carlo Marii Viganò, który wezwał papieża Franciszka do ustąpienia z urzędu twierdząc, że od pięciu lat wiedział o seksualnych przestępstwach kardynała Theodore’a McCarricka, byłego metropolity Waszyngtonu.

Papież powiedział od razu dziennikarzom, że nie odniesie się do tego ani słowem. W poniedziałek w czasie mszy w Watykanie stwierdził, że wobec tych, którzy "szukają skandalu i podziałów" potrzebne jest "milczenie i modlitwa".

Hierarchowie kościelni z wielu krajów wyrażają w tych dniach solidarność z Franciszkiem.

(ph)