Talibowie z Pakistanu nie przyznają się do przeprowadzenia krwawego zamachu w Bostonie. FBI nadal nie wie, kto i dlaczego przeprowadził atak. W mieście obowiązują wzmożone środki bezpieczeństwa. Rejon wokół Copley Square jest zamknięty.

Największe ugrupowanie pakistańskich talibów Tehrik-e-Taliban oświadczyło, że nie ma nic wspólnego z eksplozją ładunków w trakcie maratonu. Gazeta powołuje się na wypowiedź rzecznika TTP Ehsanullaha Ehsana, który zapowiada wydanie szczegółowego komunikatu, gdy sprawcy wybuchów ujawnią się.

W innej wypowiedzi dla agencji AFP rzecznik pakistańskich talibów przyznał, że jego ugrupowanie popiera zamachy wymierzone w USA, ale zapewnił, że zamachów w Bostonie nie dokonano z jego inspiracji.

TTP twierdzi, że stało za udaremnionym atakiem na Times Square w Nowym Jorku 1 maja 2010 r. i że ma związki z Al-Kaidą. W związku z próbą ataku na dożywotnie pozbawienie wolności skazany został pakistański imigrant Faisal Shahzad.

Boston wzmacnia środki bezpieczeństwa po ataku

Przedstawiciele bostońskich służb rozkładają ręce: żadnych motywów, żadnych zatrzymanych. Do Bostonu skierowano najlepszych śledczych w kraju. Eksperci podkreślają, że nie da się wszystkiego dopilnować, ale mówią, że była luka w zabezpieczeniu maratonu. Jak donosi nasz wysłannik Paweł Żuchowski, w Bostonie najczęściej mówi się o ataku szaleńca, a nie grupie zagranicznych szaleńców.

Miasto dochodzi dziś do siebie po tym, co się stało. Wielu właścicieli firm zaapelowało, by pracownicy nie przychodzili do pracy. Większość instytucji i firm będzie jednak działać tak jak zwykle, ale wzmożono środki bezpieczeństwa. Ulice patrolują uzbrojeni funkcjonariusze, a w transporcie publicznym możliwe są kontrole pasażerów. Centrum miasta w wielu miejscach jest też wciąż zamknięte, bo pracują tam ekipy FBI i policji. Ewakuowano wiele budynków, a od rana policja otrzymała setki zgłoszeń o podejrzanych ładunkach. Jak podkreśla nasz wysłannik, główna część Bostonu wygląda jak wymarłe miasto.

Rejon wokół Copley Square, czyli okolice eksplozji dwóch ładunków wybuchowych na mecie słynnego maratonu, wciąż pozostaje miejscem dokonania przestępstwa. Dostęp do głównych ulic w bezpośrednim sąsiedztwie wybuchu został odcięty - poinformował gubernator stanu Massachusetts Deval Patrick.

W zamachu zginęły co najmniej trzy osoby, a ponad 100 zostało rannych. Poszkodowanymi zajęło się kilka zespołów chirurgów. Stan 17 rannych lekarze określają jako krytyczny. Jak mówią lekarze, niektórych czekają kolejne operacje.

Niektórzy z rannych stracili nogi lub ręce. Inne obrażenia to złamania, rany spowodowane przez odłamki i pęknięte bębenki w uszach. Ładunki nafaszerowane były metalowymi elementami i skonstruowane tak, żeby ranić jak najwięcej osób. Lekarze z bostońskiego szpitala poinformowali, że z ciał poszkodowanych wyciągają metalowe elementy: gwoździe i kulki od łożysk.