Wniosek o odrzucenie w pierwszym czytaniu rządowego projektu ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej złożyli w środę wieczorem przedstawiciele klubów opozycyjnych PO i Nowoczesnej. Ich zdaniem nowy podatek uderzy przede wszystkim w polski handel.

W środę wieczorem w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej (tzw. podatku handlowego).

Przedstawiający projekt wiceminister finansów Wiesław Janczyk mówił, że projekt jest "rozwiązaniem kompromisowym" w stosunku do pierwotnego pomysłu. "Zaproponowana w projekcie łagodna skala uzasadniona jest przede wszystkim celem redystrybucyjnym" - mówił.

Stosunkowo wysoka kwota wolna od podatku, wynosząca 17 mln zł miesięcznie spełni funkcję ochronną wobec najmniejszych placówek handlowych, o najniższej rentowności - przekonywał Janczyk.

Dodał, że rząd szacuje, że w 2016 roku wpływy netto z podatku będą na poziomie ok. 510 mln zł, a w skali całego roku wpływy netto można szacować na poziomie ok. 1,5 mld zł.

Posłowie występujący w imieniu klubów opozycyjnych skrytykowali projekt.

Ten podatek miał przynieść 2 mld zł do budżetu państwa już w 2016 roku, miał być remedium na niepłacenie podatków przez hipermarkety, miał bronić polskiego handlu przed wstrętnymi, zagranicznymi korporacjami - mówiła Izabela Leszczyna (PO). Tak miało być, a jak jest? Podatek przyniesie budżetowi państwa w tym roku około 500 milionów, a czy przyniesie cokolwiek w przyszłym - nie wiadomo, bo Komisja Europejska już zapowiedziała, że będzie kwestionować stawkę progresywną - zaznaczyła.

Posłanka PO dodała, że proponowane rozwiązanie jest złe, bo zagraniczne hipermarkety jak unikały płacenia innych podatków, tak będą unikały także tego. W efekcie - stwierdziła - największym płatnikiem podatku handlowego będą polskie podmioty, które z kolei będą podatek przerzucać na konsumentów.

Systemu podatkowego nie uszczelnia się przez nakładanie nowego podatku - argumentowała Leszczyna. To zła ustawa i zły podatek - dodała, uzasadniając wniosek PO o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.

Także Jerzy Kozłowski (Kukiz'15) argumentował, że kibicował PiS, gdy ten chciał nałożyć dodatkowe podatki na zagraniczne hipermarkety, ale podatek w przedstawionym przez rząd kształcie uderzy głównie w polskie sieci handlowe. To nie są dobre rozwiązania, strzelacie w polski handel - przekonywał, apelując o rezygnację z podatku, z którego zyski i tak mają nie być wysokie.

Dzień uchwalenia tej ustawy będzie czarnym dniem polskiego handlu - stwierdziła Paulina Hennig-Kloska (Nowoczesna).

Przekonywała, że po wprowadzeniu podatku sklepy będą musiały albo podnieść ceny, albo ciąć koszty. I będzie to szczególnie dotkliwe dla najbiedniejszych klientów, którzy robią zakupy w obejmowanych podatkiem dyskontach spożywczych.

Zwracała też uwagę, że "rząd nie wyciąga żadnych konsekwencji z doświadczeń Węgier", którym Komisja Europejska zakwestionowała podobny podatek ze stawką progresywną. Z taką ustawą zabijającą polski handel nie możemy iść w parze - powiedziała Hennig-Kloska, składając wniosek Nowoczesnej o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.

Również zdaniem Genowefy Tokarskiej (PSL) projekt jest "nieprzemyślany i nierealny", więc, jak dodała, PSL będzie przeciw.

Z kolei Adam Abramowicz (PiS) replikował, że zawarta w projekcie wysoka kwota wolna spowoduje, że nowy podatek w rzeczywistości nie obciąży małych i średnich podmiotów handlowych.

Głosowanie nad wnioskami klubów opozycyjnych ma odbyć się w czwartek rano w bloku głosowań.

Rząd przyjął projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej w ub. tygodniu. Zakłada on wprowadzenie dwóch stawek tego podatku - 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie.

Projekt zakłada, że przedmiotem opodatkowania będzie przychód ze sprzedaży detalicznej, czyli sprzedaży dokonywanej na rzecz konsumentów (osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych). Przychód ze sprzedaży detalicznej nie będzie obejmował należnego podatku VAT. W podstawie opodatkowania nie będzie uwzględniana sprzedaż na rzecz przedsiębiorców. Projekt nie przewiduje opodatkowania sprzedaży dokonywanej przez internet.

Nowy podatek mają płacić sprzedawcy detaliczni dokonujący zbycia towarów (rzeczy ruchomych lub ich części). Projekt nie zawiera szczególnych rozwiązań dotyczących sprzedawców działających w ramach sieci handlowych.

Daninę od hipermarketów PiS zapowiadało w kampanii wyborczej. Miała dotyczyć przede wszystkim zagranicznych sieci handlowych.

Pierwszą wersję podatku MF przedstawiło 2 lutego. Zakładała ona, że podatek miał mieć dwie zasadnicze stawki. Stawka 0,7 proc. miała obciążać przychód nieprzekraczający w danym miesiącu kwoty 300 mln zł. Stawka 1,3 proc. miała być płacona od nadwyżki przychodu ponad 300 mln zł w miesiącu. Inne stawki podatku od sprzedaży miały obowiązywać w soboty, niedziele i święta - 1,3 proc. (dla uzyskujących przychód poniżej 300 mln zł miesięcznie) oraz 1,9 proc. (powyżej tego progu). Kwota wolna od podatku miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie).

Propozycje te wzbudziły jednak protesty wielu zainteresowanych środowisk, przede wszystkim handlowców. Podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego 18 lutego minister finansów Paweł Szałamacha przyznał, że wersja projektu z 2 lutego jest w trakcie przepracowywania, jest bowiem szereg kwestii, które MF musi brać pod uwagę, np. to, że Komisja Europejska zdecydowanie negatywnie wypowiada się o stawce progresywnej. Mówił też, że wiele było głosów za podwyższeniem kwoty wolnej powyżej 18 mln zł rocznie, co uznał za zrozumiałe. Dodał też, że należy zważyć argumenty o zniesieniu oddzielnej stawki weekendowej.

13 kwietnia, podczas posiedzenia kierowanego przez Adama Abramowicza zespołu parlamentarnego, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk oraz wiceminister Wiesław Janczyk przedstawili nowe założenia projektu. Zawierały one trzy progresywne stawki podatku: 0,4 proc. od miesięcznego przychodu między 1,5 mln i 17 mln zł, 0,8 proc. od przychodu między 17 mln i 170 mln zł, 1,4 proc. od przychodu miesięcznego ponad 170 mln zł. Kwota wolna miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie). Nie było już - oprotestowanej przez handlowców - oddzielnej stawki weekendowej i opodatkowania sieci franczyzowych.

W ostatecznej wersji projektu rząd wycofał się z najniższej stawki.

(az)