Po raz trzeci w historii zgasła pochodnia z ogniem olimpijskim - tym razem w Paryżu. Lawina protestów obrońców praw człowieka zmusiła Francuski Komitet Olimpijski do znacznego skrócenia sztafety z płomieniem olimpijskim. Władze Chin zażądały, by ceremonia przed ratuszem, z udziałem ambasadora tego kraju, została odwołana. Pochodnia zakończyła podroż przez francuską stolicę w specjalnym autobusie.

Podczas marszu przez Paryż znicz został zgaszony na kilka minut przez same służby porządkowe. Obawiano się starć obrońców praw człowieka z policją.

Protybetańscy aktywiści starli się ze zwolennikami Chin w pobliżu paryskiego stadionu Charlety. Tam skończyła się sztafeta z ogniem olimpijskim. Tłum przed stadionem praktycznie zagłuszył wystąpienie chińskiego ambasadora. Komentatorzy podkreślają, że obrońcy praw człowieka odnieśli sukces - zmusili Komitet Olimpijski i chińskie władze do kapitulacji, przynajmniej w Paryżu.

Wyzwolić Tybet - skandowały tłumy demonstrantów, którzy kilkakrotnie zablokowali sztafetę. Wielkie flagi i transparenty, na których koła olimpijskie zastąpione zostały kajdankami wywieszono m.in. na Wieży Eiffla, katedrze Notre Dame i na Polach Elizejskich. Przynajmniej pokazaliśmy światu, że Francja nie pada na kolana przed Chinami, by podpisać tam lukratywne kontakty handlowe – wyjaśnia z zadowoleniem jeden z paryżan.

Oficjalne uroczystości, przewidziane w ratuszu przed Zgromadzeniem Narodowym, zostały odwołane na wniosek chińskich władz, kiedy te ostatnie dowiedziały się, że nawet francuscy posłowie przerwali obrady, bo część z nich chciała protestować na trasie sztafety. Ostro potępiamy tych separatystów, którzy zakłócają przebieg sztafety z ogniem olimpijskim. Znicz należy do ludzi na całym świecie, więc zachowanie kilku protestujących nie wzbudzi niczyjego współczucia i tylko spowoduje falę krytyki, bo jest skazane na porażkę - powiedziała Wang Hui, z chińskiego komitetu olimpijskiego.

Wygląda na to, że niewiele spokojniej będzie w kolejnym mieście, gdzie ma przejść sztafeta - San Francisco. Wieczorem na przęsłach słynnego mostu Golden Gate zawisły transparenty z wyrazami poparcia dla Tybetańczyków.

Obrońcy praw człowieka i tybetańskich działaczy, którzy usiłowali zgasić pochodnię gaśnicami zostali brutalnie obezwładnieni przez policję. W wyniku protestów towarzyszących sztafecie zatrzymano 28 osób.

Zachowujemy spokój i sprzeciwiamy się przemocy, chcemy jednak, żeby wspólnota międzynarodowa wreszcie usłyszała nasze wołanie o pomoc – tłumaczył natomiast jeden z liderów wspólnoty tybetańskiej we Francji. Wcześniej inni działacze zablokowali wielokrotnie trasę sztafety. Los igrzysk olimpijskich znajduje się w rękach chińskich władz, to one doprowadzą do ich fiaska – tłumaczył jeden z demonstrujących Francuzów. By zapobiec zaostrzaniu się starć ulicznych, do zaskoczonego byłego mistrza świata judo podbiegli wtedy policjanci i na kilka minut zgasili trzymaną przez niego pochodnię.

Już na samym początku marszu, na Wieży Eiffla pochodnię próbował przechwycić członek Partii Zielonych, który został obezwładniony przez policję. Na wieży organizacja Reporterzy bez Granic wywiesiła wielką flagę, na której koła olimpijskie zastąpione zostały kajdankami. Kilkaset osób protestowało na Placu Trocadero w centrum Paryża. Manifestanci nieśli tybetańskie flagi i transparenty z napisem "Ocalić Tybet".Później "protybetańscy" działacze kładli się na trasie sztafety.

Paryż to kolejny przystanek na trasie sztafety z olimpijskim zniczem. Niedzielne antychińskie demonstracje w Londynie władze w Pekinie nazwały sabotażem.

Jest mi bardzo smutno z tego powodu. Aczkolwiek rozumiem, że sytuacja związana z wydarzeniami w Tybecie jest napięta. To kolejny przykład, że cierpi ruch olimpijski - tak zdarzenia z Paryża komentuje Kajetan Broniewski, szef polskiej misji olimpijskiej.

Olimpijski ogień – jak twierdzą specjaliści – gasł do tej pory dwukrotnie: w Montrealu w 1976 r. i w Atenach w 2004 r. W obu przypadkach przyczyny były jednak „naturalne”. Za pierwszym razem nad stadionem w Montrealu rozpętała się burza, z kolei w Grecji ogień zgasił porywisty wiatr. W 1976 r. Międzynarodowy Komitet Olimpijski postanowił dostarczyć samolotem "oryginalny" płomień z Olimpii, a cztery lata temu organizatorzy zagaszony znicz zastąpili zapasową pochodnią.