Masowe protesty przed parlamentem w stolicy Mołdawii, Kiszyniowie. Powodem jest zatwierdzenie Pavla Filipa na nowego szefa rządu. Grupa protestujących sforsowała policyjny kordon i wdarła się do budynku - twierdzą miejscowe media.

Masowe protesty przed parlamentem w stolicy Mołdawii, Kiszyniowie. Powodem jest zatwierdzenie Pavla Filipa na nowego szefa rządu. Grupa protestujących sforsowała policyjny kordon i wdarła się do budynku - twierdzą miejscowe media.
Protesty w Mołdawii /DUMITRU DORU /PAP/EPA

Protestujący przed parlamentem krzyczeli: "Odwołać głosowanie", "Złodzieje". Domagali się też przyspieszonych wyborów. Według mołdawskich mediów interweniująca policja użyła gazu łzawiącego. Nie wiadomo, czy ktoś został ranny.

Pavel Filip, minister ds. technologii i łączności w poprzednim gabinecie, to pierwszy z trzech kandydatów zaproponowanych przez prezydenta Nicolae Timoftiego, który zyskał poparcie parlamentu. Podczas głosowania w środę deputowani przegłosowali, przy bojkocie opozycji, kandydaturę Filipa oraz utworzenie nowego rządu.

Marionetka w rękach wpływowego sojusznika?

Protestujący widzą w Filipie zaufanego współpracownika wpływowego oligarchy Vlada Plahotniuca, którego oskarżają o korupcję na wielką skalę. Prezydent Timofti odmówiła wcześniej powołania Plahotniuca na premiera. Zdaniem przeciwników Filipa będzie on tylko marionetką w rękach wpływowego sojusznika. Protesty przeciw władzom w Mołdawii trwają od miesięcy z powodu odkrytej w kwietniu 2015 roku afery polegającej na wyprowadzeniu z mołdawskich banków w niewyjaśniony do dziś sposób ponad 1,5 mld dolarów.

Pieniądze zniknęły w listopadzie 2014 roku z państwowego banku oszczędnościowego oraz prywatnych banków Unibank i Social Bank. Z poufnego raportu firmy konsultingowej Kroll wynika, że pieniądze wyprowadzono za pomocą oszukańczych pożyczek i transferów. Poprzez sieć rosyjskich spółek i fikcyjnych firm z siedzibą w Wielkiej Brytanii fundusze miały trafić do łotewskich banków. Afera bankowa zaostrzyła kryzys gospodarczy w Mołdawii.