Biały Dom ostro potępił spalenie świętej księgi Koranu przez pastora z Florydy Terry'ego Jonesa. W odwecie w Kandaharze w Afganistanie doszło do gwałtownych protestów i ataku na biuro ONZ w północnej części kraju. W demonstracjach zginęło 10 osób, a 80 zostało rannych. W ataku na biuro ONZ zginęło 7 jego pracowników. Dwóm z nich odcięto głowy.

Specjalne oświadczenie w tej sprawie wydał amerykański prezydent Barack Obama, który nie kryje poruszenia i zirytowania w związku z tym co zrobił pastor z Florydy. Zbezczeszczenie każdego świętego tekstu, także Koranu, jest aktem skrajnej nietolerancji i bigoterii - mówił Obama, krytykując też wydarzenia w Afganistanie. Atakowanie i zabijanie w odwecie niewinnych ludzi jest obrazą ludzkiej przyzwoitości i godności - mówił.

Za oceanem pastora nazwano już prowokatorem. Sprawą zajmuje się FBI. Niewykluczone, że postawione zostaną mu zarzuty. Świat poznał pastora w ubiegłym roku. Przed 9 rocznicą ataków z 11 września zapowiadał spalenie 200 ksiąg Koranu. Ostatecznie pod naciskiem opinii publicznej i amerykańskich służb zrezygnował z tego kroku.

Ostatnią zapowiedź spalenia świętej księgi solidarnie zbojkotowały wszystkie media za oceanem. Nie informowały o zamiarze Jonesa. Ani o tym, że do spalenia księgi doszło. Informacja jednak przedostała się do Afganistanu. W Stanach w stan gotowości postawiono wszystkie służby obawiając się ataków terrorystycznych. Członkowie kościoła z Florydy przyznają, że otrzymują pogróżki.