Barack Obama chce wiedzieć czego oczekują Amerykanie. Właśnie ujawniono, że zażyczył sobie, by krótko przed godz. 20 do prywatnych apartamentów przynoszono mu 10 listów z 20 tysięcy, jakie każdego dnia przychodzą do jego biura. Podobno dokładnie czyta je przed snem.

Listy segregują wolontariusze, potem przeglądają je pracownicy biura Obamy. Prezydent preferuje te pisane odręcznie, często z błędami, bo wydają się bardziej autentyczne. Połowa z nich to listy, w których - jak przyznał Barack Obama - nazywa się go idiotą. Niektóre są od uczniów, którzy proszą o pomoc w odrobieniu zadania domowego, inne od wyborców domagających się pracy czy ubezpieczenia zdrowotnego. Jak podkreśla biuro prezydenta, nadawcy mogą liczyć na odpowiedź, ale pod warunkiem, że akurat ich list przeczyta Obama. Na pozostałe odpowiadają jego ludzie.