Nie mam nic wspólnego z eskalacją przemocy na południu Kirgistanu - zapewnia obalony prezydent kraju Kurmanbek Bakijew. Słowa przebywającego w Mińsku przywódcy cytuje agencja Interfax. Od czwartku w starciach pomiędzy Kirgizami a Uzbekami zginęły co najmniej 82 osoby, a ponad tysiąc zostało rannych.

Tymczasowy rząd Kirgistanu, który przejął władzę po obaleniu Bakijewa, ogłosił dzisiaj mobilizację rezerwistów w wieku 18-50 lat. Ma to położyć kres krwawym zamieszkom etnicznym. Dodatkowe siły mają zostać skierowane do Oszu i Dżalalabadu, gdzie - jak twierdzą władze - sytuacja jest "złożona i napięta". W Oszu i w dwóch sąsiednich okręgach Kara-Suu i Arawan wprowadzono dzisiaj ponadto całodobową godzinę policyjną. Do tej pory obowiązywała ona jedynie w nocy. Co więcej, rząd zezwolił siłom bezpieczeństwa na użycie broni palnej bez ostrzeżenia.

Kurmanbek Bakijew twierdzi jednak, że tymczasowe władze w Biszkeku udowodniły swą nieudolność w tłumieniu zamieszek.

Od czwartku wieczorem w mieście Osz trwały walki etnicznych Kirgizów z Uzbekami. Wczoraj zamieszki wybuchły także w Dżalalabadzie. Dzisiaj sytuacja w tym mieście zaostrzyła się: mieszkańcy budują na ulicach barykady i bronią swojego dobytku przed bandami plądrującymi sklepy i domy. Nie pracuje miejski transport publiczny, sklepy są zamknięte, brakuje żywności. Tymczasem w Oszu sytuacja jest stosunkowo spokojna.

Według zachodnich mediów, obecne wydarzenia są najpoważniejszym wybuchem przemocy w Kirgistanie od czasu obalenia w kwietniu Kurmanbeka Bakijewa. Są też testem dla rządu tymczasowego. Media przypominają też, że w Kirgistanie konflikt między południem i północą kraju nakłada się na różnice etniczne i konflikty klanowe. Osz - główne miasto południowej części kraju - uznawany jest też za bastion stronników Bakijewa.

Wczoraj Kirgistan zwrócił się do Rosji o pomoc militarną, ale ta zdecydowała się jedynie na udzielenie pomocy humanitarnej. Tłumaczy, że jest to wewnętrzny konflikt.