Szef urzędu kanclerskiego Ronald Pofalla powiedział, że niemieckie władze mają nowe informacje wskazujące na prawdopodobną inwigilację telefonu komórkowego kanclerz Angeli Merkel przez wywiad USA. Przebywająca w Brukseli Merkel po raz pierwszy odniosła się publicznie do incydentu. Niemieckie media podają, że szefowa niemieckiego rządu była podsłuchiwana przez amerykańskie służby od lat.

Dzięki poszukiwaniom magazynu "Der Spiegel" otrzymaliśmy nowe informacje, które wskazują na to, że telefon komórkowy niemieckiej kanclerz był prawdopodobnie podsłuchiwany przez NSA - oświadczył Pofalla po posiedzeniu parlamentarnej komisji ds. służb specjalnych.

Komentując jego wypowiedź, telewizja publiczna ARD zwróciła uwagę, że zwrot "prawdopodobnie" został użyty w sensie prawnym, ze względu na brak ostatecznych dowodów. Istniejące przesłanki są przygniatające - powiedział komentator ARD.

Przewodniczący komisji ds. służb specjalnych Thomas Oppermann (SPD) podkreślił, że jeżeli informacje potwierdzą się, to będzie można mówić o "bezpośrednim naruszeniu suwerenności i integralności demokratycznego kraju". Dodał, że obawia się, iż wcześniejsze informacje o szpiegowaniu obywateli na wielką skalę były prawdziwe. 

Minister spraw wewnętrznych Niemiec Hans-Peter Friedrich wezwał tymczasem USA do przeproszenia szefowej rządu.

Angela Merkel po raz pierwszy komentując incydent powiedziała, że szpiegowanie pomiędzy przyjaciółmi jest niedopuszczalne. Nie chodzi tu o mnie, ale przede wszystkim o wszystkich obywateli. Potrzebujemy zaufania między sojusznikami i partnerami. To zaufanie należy teraz odbudować - podkreśliła kanclerz.

Niemieckie media informują, że w dokumentach NSA, które wykradł były pracownik amerykańskich służb specjalnych Edward Snowden, znajdował się numer telefonu komórkowego Merkel. Ten ślad, o którym jako pierwszy napisał "Der Spiegel", wywołał ostrą reakcję niemieckiego rządu.  

Dziennik "Die Welt" twierdzi, że w dokumentach NSA znajdował się numer poprzedniej komórki Merkel, używanej przez nią od października 2009 do lipca 2013 roku. Z tego powodu niemiecki wywiad zagraniczny BND oraz Urząd ds. Bezpieczeństwa Technik Informacyjnych podejrzewają, że inwigilacja mogła trwać przez dłuższy czas. Niemieckie władze nie dysponują jednak dowodami - pisze "Die Welt".