Horatio Chapple, 17-letni chłopiec z Salisbury, zmarł podczas ekspedycji do Svalbard w Norwegii w 2011 roku, zorganizowanej przez British Schools Exploring Society. Niedźwiedź wdarł się na teren obozowiska, wyciągnął nastolatka z namiotu i śmiertelnie pokiereszował. Sprawa wyszła na jaw dopiero dziś, w związku z toczącym się śledztwem.

Śpiący w namiocie uczeń zginął podczas ataku niedźwiedzia polarnego na obozowisko w Svalbard w północnej Norwegii w sierpniu 2011 roku. Czterech innych członków wyprawy zostało poważnie rannych, zanim niedźwiedź został zastrzelony.

Szef wyprawy Richard Payne przyznał się do popełnienia błędów. Oświadczył w trakcie prowadzonego śledztwa, że występowały "braki i błędy" w związku ze sprzętem.

Rodzice Horatia wyznali, że od początku mieli obawy w związku z atakami niedźwiedzi polarnych. Olivia i David Chapple mówili, że przejrzeli wraz z synem dokument oceny ryzyka, zanim wyjechał on na wyprawę. Matka chłopaka mówi, że "wierzyła i ufała w rzeczy zawarte w dokumencie". Rodzice Horatia byli przekonani, że ekspedycja będzie miała na wyposazeniu flary, drut zabezpieczający teren obozowiska oraz broń, która byłaby dostępna dla naczelnika ekspedycji w razie ataku.

(łp)