Dwóch tybetańskich nastolatków zmarło w wyniku samopodpalenia przed buddyjskim klasztorem w południowo-zachodnich Chinach. Ich śmierć podniosła przerażającą statystykę prowadzoną przez londyńską organizację Free Tibet. Według jej danych liczba samospaleń dokonanych przez Tybetańczyków od 2009 roku przekroczyła już 50.

Free Tibet podała, że przed klasztorem Kirti w syczuańskim okręgu Aba w Chinach podpaliło się dwóch mężczyzn: 18-letni mnich i 17-letni były mnich. Obaj zmarli jeszcze tego samego dnia, po przewiezieniu do szpitala. Według Radia Wolna Azja, które powołuje się na świadków, nastoletni Tybetańczycy wykrzykiwali hasła potępiające chińską politykę w Tybecie.

Chińska policja - która wyjątkowo rzadko donosi o przypadkach samopodpalenia - zaprzecza doniesieniom organizacji. Jej przedstawiciel twierdzi, że funkcjonariusze nie otrzymali w ostatnim czasie żadnych informacji o tego typu zdarzeniu.

O falę samopodpaleń Chiny obwiniają przywódcę duchowego Tybetańczyków. Dalajlama nigdy jednak publicznie nie potępił ani nie poparł takich aktów. Zdaniem tybetańskich działaczy, samopodpalenia są odpowiedzią na twardą politykę chińskich władz w tybetańskich regionach i wezwaniem do powrotu dalajlamy z wygnania.

Rzeczniczka Departamentu Stanu Victoria Nuland podkreśliła, że USA wzywają Pekin, by "spełnił uzasadnione żądania Tybetańczyków w Chinach dotyczące ochrony praw człowieka, ich sposobu życia, a także do wypracowania tych kwestii na drodze dialogu".