Norweska fregata, uszkodzona po zderzeniu z tankowcem u zachodnich wybrzeży Norwegii, zatonęła. Od 8 listopada norweska marynarka robiła wszystko, co mogła, żeby do tego nie dopuścić. Chciała odholować uszkodzoną fregatę do brzegu, ale okręt wciąż nabierał wody.

Fregata KNM Helge Ingstad typu F310 wracała z manewrów NATO "Trident Juncture" do bazy w pobliżu Bergen, gdy tydzień temu zderzyła się z tankowcem Sola TS.

Zarejestrowany na Malcie tankowiec, transportujący 625 tys. litrów ropy naftowej i wypływający z terminalu naftowego w Oygarden, został lekko uszkodzony. Nie stwierdzono wycieku, ale dla pewności jednostka została skierowana do portu na oględziny. Nikt z 23-osobowej załogi tankowca nie odniósł obrażeń.

Poważne uszkodzenia stwierdzono natomiast na pokładzie fregaty. Jak poinformował komandor Sigurd Smith z dowództwa norweskiej marynarki wojennej, okręt został uszkodzony poniżej linii wodnej, przez co stracił sterowność i zaczął nabierać wody.

Początkowo po ewakuowaniu większości 137-osobowej załogi na pokładzie pozostało 10 jej członków.

Okręt z powodu stromego ukształtowania dna morskiego groził obsunięciem się, więc za pomocą holowników został przeciągnięty na płytsze wody bliżej brzegu w celu ustabilizowania. Pozostali na pokładzie załoganci ostatecznie musieli jednak opuścić okręt, bo nabierał wody w tempie większym niż pozwalające na jej wypompowywanie. Mimo podjętych prób utrzymania fregaty w pozycji pionowej wracała ona do silnego przechyłu.

Wyprodukowana w 2009 roku fregata ma ponad 130 metrów długości i wyporność blisko 5300 ton. Jednostkę wyposażono w lądowisko dla śmigłowców, a także m.in. torpedy oraz pociski przeciwlotnicze i przeciwokrętowe. Podczas natowskich ćwiczeń KNM Helge Ingstad zajmował się ściganiem okrętów podwodnych i według podanych informacji nie miał na pokładzie ostrej amunicji. Z wraku wyciekło do morza ok. 10 tys. litrów paliwa dla śmigłowców, które jednak - jak zapewniono - wkrótce wyparuje.

(j.)