Amerykański miliarder Michael Steinhardt zgodził się oddać 180 skradzionych starożytnych zabytków ich prawnym właścicielom. Wartość zabytków szacowana jest na 70 mln dolarów. Mężczyzna przez lata w nielegalny sposób powiększał swoją kolekcję. Teraz dostał sądowy zakaz zbierania antyków.

Michael Steinhardt jest jednym z największych kolekcjonerów starożytnej sztuki. Jak ustalili śledczy, amerykański miliarder w ciągu kilkudziesięciu lat zgromadził ogromną kolekcję kradzionych zabytków. Kontaktował się z 12 siatkami przemytników z 11 krajów.

Jak stwierdziła prokuratura, "apetyt Steinhardta na zabytki był niezaspokojony", miliarder nie zwracał uwagi na to, czy zostały zdobyte w sposób legalny. Prokuratura mówi wprost, że był to nałóg, a miliarder nie miał żadnych moralnych granic. Nie przeszkadzało mu, że wchodził w kontakt z przemytnikami, mafijnymi bossami, osobami piorącymi pieniądze. "Dla niego jedynym celem było zdobyć te rzeczy i mieć je w swojej kolekcji" - stwierdził jeden ze śledczych.

Ostatecznie w postępowaniu ugodowym prokuratura zgodziła się nie stawiać żadnych zarzutów Steinhardtowi. Ma on jednak zwrócić 180 skradzionych przedmiotów ich prawowitym właścicielom. Ma także dożywotni zakaz zbierania starożytnych zabytków.

Śledztwo w tej sprawie rozpoczęło się w lutym 2017 roku. Śledczy odkryli wtedy u miliardera starożytną statuetkę skradzioną w Libanie. 

Okazało się, że wśród ponad tysiąca zabytków, które w swoim apartamencie i biurze miał Steinhardt, część jest skradziona. W śledztwo byli zaangażowani przedstawiciele władz Bułgarii, Egiptu, Grecji, Iraku, Izraela, Włoch, Jordanii, Libanu, Libii, Syrii i Turcji.