Osetyńskie władze potwierdziły, że w okolicach Akhalgori zatrzymano konwój prezydentów Polski i Gruzji. Według szefa KGB Borisa Attojewa, kilka samochodów z konwoju próbowało się przedrzeć przez posterunek graniczny. Po tym, jak wydaliśmy powtórne ostrzeżenie o bezprawnych działaniach kolumna zawróciła i odjechała w stronę Gruzji - wyjaśnił.

Biorąc pod uwagę ogólnie przyjęte procedury powtórne ostrzeżenie to strzały ostrzegawcze. Jak opowiada wysłannik RMF FM Krzysztof Zasada, który jechał w konwoju z prezydentami, z okolic posterunku w Akhalgori słychać było tylko jedną krótką serię. Kolejne wystrzały – także jedna seria – to już odpowiedź gruzińskiej ochrony.

Warto zaznaczyć, że od 15 lat wyżsi urzędnicy Osetii Południowej są wyznaczani na polecenie Moskwy. Gruzini mówią o nich „najemnicy Kremla”. Nie ma więc wątpliwości, że obecny szef osetyńskiego KGB to osoba osadzona w Cchinwali z namaszczenia Łubianki.

Znaczenie wczorajszego incydentu jest dość spore. Gruzini pokazali, że ich terytorium jest pod rosyjską okupacją, choć posterunek, na którym doszło do incydentu, był osetyjską szpicą – na posterunku mieli być pogranicznicy KGB Osetii Południowej. Rosjanie stoją dalej. Tam w dole jest jeszcze most, płynie rzeczka Ksani. Oni za mostem stoją, choć granicę ustanowili tutaj - mówił kierowca minibusa Berszan, z którym dziennikarze podjechali pod szlaban w Akhalgori.