Na Białorusi zamknięto już lokale wyborcze. Mieszkańcy tego kraju wybierali deputowanych do parlamentu. O 110 miejsc ubiega się 293 kandydatów, w tym tylko 46 przedstawicieli opozycji. Liczba tych ostatnich jest tak niewielka, bo największe antyrządowe partie w ostatniej chwili wycofały swoich ludzi.

Część opozycji od początku bojkotowała te wybory. Z kolei najbardziej znaczące partie sprzeciwiające się rządom Łukaszenki wycofały się z nich kilka dni temu. Mówili, że jeżeli nie będą zwolnieni więźniowie polityczni, jeżeli nie będą wprowadzone zmiany do ordynacji wyborczej, to oni cofną swoje kandydatury i tak się stało - powiedział w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Zasadą opozycyjny dziennikarz Andrzej Poczobut. Dodał, że jego zdaniem zakończona kampania wyborcza była najnudniejsza w historii Białorusi. Podkreślił, że dziś na ulicach prawie nie widać, że Białorusini idą do urn. 

Władza zmusza obywateli do głosowania

Wybory do białoruskiej Izby Reprezentantów odbywają się według ordynacji większościowej. Do parlamentu wejdą więc ci kandydaci, którzy w pierwszej turze zdobędą ponad 50 proc. głosów przy frekwencji większej niż 50 procent. Jeśli te wymogi nie zostaną spełnione, w ciągu dwóch tygodni dojdzie do drugiej tury z udziałem najlepszych kandydatów. W poprzednich wyborach w 2008 r. wszystkie miejsca w parlamencie zostały obsadzone już w pierwszej turze.

Aby podnieść frekwencję, na której bardzo zależy władzom, organizowane jest głosowanie przedterminowe, do którego - według doniesień niezależnych mediów - Białorusi są czasem przymuszani. Według danych CKW wzięło w nim udział prawie 26 proc. wyborców.

Wybory obserwuje 30 tys. obserwatorów z Białorusi oraz około 700 międzynarodowych, w tym z ramienia Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Własny monitoring lokali wyborczych prowadzi też opozycja.

"Wybory ostatecznie rozbiły opozycję"

"Sondaże uliczne pokazują, że połowa Białorusinów nie wie nawet, jakie wybory odbywają się w ich kraju - pisze rosyjska Gazeta.ru. W takich warunkach nie trzeba zbyt aktywnie agitować  o bojkot wyborów, a tym właśnie przez ostatnie miesiące zajmowała się znaczna część białoruskiej opozycji - dodaje. Inna grupa przeciwników Łukaszenki postanowiła wziąć udział w wyborach do końca w nadziei wprowadzenia do parlamentu kogoś ze swoich kandydatów. Jeszcze inna część opozycji aktywnie brała udział w kampanii wyborczej , ale - tak jak obiecywała - na tydzień przed głosowaniem  wycofała swoich kandydatów - podsumowuje.

Tak ostrego sporu w obozie białoruskiej opozycji nie było przez cały okres rządów Aleksandra Łukaszenki. Białoruska Chrześcijańska Demokracja, Białoruski Ruch , Białoruski Front Narodowy i Zjednoczona Partia Obywatelska wezwały dwa dni temu do bojkotu wyborów. Partie krytykowały tę część opozycji, która postanowiła brać w nich udział, czyli Kampanię Obywatelską "Mów Prawdę" byłego kandydata na prezydenta Władimira Nieklajewa i lewicową partię "Sprawiedliwy Świat".

Opiniotwórczy Kommiersant podkreśla, że trwające wybory to najbardziej przewidywalne głosowanie w historii tego kraju. Zwraca też uwagę na to ,że zdaniem opozycji zakończone wczoraj tzw. przedterminowe głosowanie  pozwoliło dowolnie fałszować wyniki wyborów.  W nocy  kiedy w komisjach wyborczych pozostają tylko milicjanci do urn dorzuca się karty do głosowania z głosami oddanymi na potrzebne Mińskowi osoby - czytamy w gazecie.

Naviny.nu cytują politologa Denisa Mieljancowa ; "Docierająca od obserwatorów informacja pozwala na wnioski ,że wybory odbywają się co najmniej z trudnościami. Zwłaszcza dane od obserwatorów z organizacji  "Obrońcy praw człowieka za wolne wybory" dowodzą, że naruszenia są i są one wystarczająco znaczące - alarmuje ekspert. 

Łukaszenka grozi palcem polskim obeserwatorom


Tuż po oddaniu głosu Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka ostro skrytykował polskich obserwatorów przyglądających się wyborom. Zarzucił im mieszanie się w sprawy innego państwa. Stwierdził też, że i bez polskich polityków Białoruś poradzi sobie z budowaniem przyszłości kraju. Przekażcie polskim obserwatorom, że to u nas mogliby się nauczyć, jak przeprowadzać wybory. Niech nie włażą do cudzego ogródka - grzmiał białoruski polityk. Według niego władza stworzyła doskonałe warunki, by wybory były wolne i demokratyczne, a ci, którzy wzywają do bojkotu głosowania to "tchórze, którzy nie mają nic do powiedzenia".

Jeden z polskich obserwatorów Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE Michał Szczerba już wczoraj stwierdził, że dotarły do niego pierwsze informacje o nieprawidłowościach w trakcie głosowania przedterminowego . Wspomniał o niezarejestrowaniu wielu kandydatów opozycji oraz o niewłączeniu ich w skład komisji wyborczych. Mamy też informacje o masówkach w zakładach pracy, gdzie informowano załogę o preferowanych kandydatach i o masowym głosowaniu przedterminowym studentów, do którego byli oni zmuszani przez władze uczelni - dodał.

Nałęcz: Te wybory to tylko makijaż na twarzy dyktatury


Wybory na Białorusi są makijażem na twarzy dyktatury - ocenił minister w Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego Tomasz Nałęcz. Zaznaczył, że nie ma wielkich oczekiwań w stosunku do tego głosowania. Wybory organizowane w warunkach dyktatury i przez dyktatora są makijażem nakładanym na mało ciekawą twarz tej dyktatury. Tak jest i tak będzie z tymi wyborami. Problemem na Białorusi jest dyktatura. Nakładany makijaż nie zmieni dyktatorskiej twarzy - podkreślił.