We Włodzimierzu Wołyńskim mogło dojść do mordu NKWD na żołnierzach korpusu generała Mieczysława Smorawińskiego - mówi korespondentowi RMF FM Przemysławowi Marcowi dyrektor włodzimierskiego Muzeum Historycznego.

Jak informuje dzisiejsza „Rzeczpospolita”, w dawnym wiezieniu NKWD już 12 lat temu znaleziono ludzkie szczątki, fragmenty polskich mundurów i amunicję używaną przez NKWD. Przez ten czas sprawą nie zainteresował się nikt z polskich władz.

W tej chwili nie sposób oszacować, ile osób zostało tam zamordowanych po wkroczeniu armii sowieckiej do Polski. Równie dobrze może to być kilkaset jak i kilka tysięcy zamordowanych - powiedział naszemu korespondentowi Włodzimierz Stemkowski, dyrektor muzeum. Niezbędne jest śledztwo, ale już teraz Stemkowski stawia tezę, że to żołnierze Smorawińskiego: Korpus Mieczysława Smorawińskiego tu pod Włodzimierzem został wzięty do niewoli. Oficerów wysłano do Katynia, ale nie widomo co stało się z oficerami szeregowymi. Możliwe, że tu ich zabijano i tu są zakopani.

Sam generał Smorawiński został zamordowany w Katyniu. Jego ciało zidentyfikowano podczas ekshumacji w 1943 roku.

Jak jednak twierdzi sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik, w grobach tych raczej na pewno nie leżą polscy oficerowie zamordowani przez NKWD.