W 10. rocznicę dokonanych przez islamistów samobójczych zamachów bombowych w Londynie brytyjski premier David Cameron oddał hołd ofiarom. Burmistrz stolicy podkreślił, że zamachy nie złamały ducha londyńczyków. Brytyjska prasa zwraca z kolei uwagę, że część tych, którzy przeżyli atak, wciąż nie może pozbyć się traumy.

David Cameron wraz z burmistrzem Londynu Borisem Johnsonem złożył w Hyde Parku wieniec pod pomnikiem upamiętniającym wydarzenia z 7 lipca 2005 roku, kiedy to w trakcie porannego szczytu komunikacyjnego czterej młodzi brytyjscy islamiści zdetonowali bomby, wniesione w plecakach do trzech pociągów metra i jednego autobusu. Poza zainspirowanymi przez Al-Kaidę sprawcami zginęły wtedy 52 osoby - w tym trzy Polki - a około 700 innych zostało rannych.

Dziś kraj łączy się w pamięci o ofiarach jednej z najbardziej morderczych zbrodni terrorystycznych w metropolitalnej Wielkiej Brytanii - napisał w swym oświadczeniu Cameron, który wezwał też do czujności wobec zagrożeń terrorystycznych.


W 10 lat po londyńskich atakach 7 lipca zagrożenie terrorystyczne pozostaje równie rzeczywiste jak śmiercionośne - zamordowanie 30 niewinnych Brytyjczyków spędzających urlop w Tunezji było brutalnym przypomnieniem tego faktu. Nie damy się jednak nigdy zastraszyć przez terroryzm - dodał brytyjski premier, nawiązując do zamachu z 26 czerwca w tunezyjskim kurorcie Susa.

Burmistrz Johnson powiedział, że zamachowcy sprzed 10 lat "nie osiągnęli celu". Londyn stał się jeszcze bardziej kosmopolitycznym, jeszcze bardziej gościnnym miastem - dodał.

W południe w katedrze Świętego Pawła odbyła się msza, w której uczestniczyły rodziny ofiar zamachów oraz Cameron i były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.

O godz. 11.30 czasu lokalnego (12.30 czasu polskiego) Brytyjczycy uczcili pamięć ofiar minutą ciszy; w stolicy stanęły autobusy, pracownicy transportu publicznego i ratownicy medyczni złożyli kwiaty w miejscach, gdzie zginęły ofiary zamachu.

Być może zamachy nie złamały Londynu, ale złamały niektórych z nas - mówiła w swoim przemówieniu Emma Craig, która 7 lipca 2005 roku była w drodze na staż, gdy nastąpiły wybuchy.

Wszyscy z nas stracili wtedy niewinność. Każdy, kto myślał: coś takiego nie może się przytrafić mnie, nie może zdarzyć się w Londynie - mówiła Craig. Wspominając dzień zamachu dodała, że pamięta moment swojej bezsilności, gdy tuż po wybuch zadzwoniła do niej jej matka, żeby upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Bałam się słabości. Powiedziałam tylko: mamo byłam tam, byłam w metrze - wspominała kobieta.

Brytyjska prasa zwraca uwagę, że kilkadziesiąt osób, które przeżyły zamach wciąż nie może uporać się z traumą po tamtych wydarzeniach.

Reuters przypomina natomiast, że w Wielkiej Brytanii obowiązuje obecnie prawie najwyższy stopień alertu antyterrorystycznego, a prawdopodobieństwo zamachów uznawane jest za wysokie w związku z zagrożeniem, jakie stanowi Państwo Islamskie, a przede wszystkim brytyjscy obywatele, którzy dołączyli do tej zbrojnej organizacji.

(abs)