​Ponad 30 proc. mieszkańców krajów Ameryki Łacińskiej chciałoby z nich wyemigrować, a głównym powodem są: przestępczość, korupcja i obawy przed skutkami załamania gospodarczego - informuje tygodnik "The Economist", powołując się na dane Gallupa.

Do krajów, których mieszkańcy są najbardziej zdecydowani na emigrację, należą m.in. Wenezuela, Brazylia, Salwador, Honduras i Gwatemala.

Kiedy ludzie głosują nogami, zwykle dokonują świadomego wyboru - podkreśla gazeta.

Ośrodek badania opinii publicznej Gallup co roku pyta mieszkańców 120 krajów, czy chcą emigrować. Jak ustalił ten ośrodek, w latach 2010-2018 odsetek chętnych do emigrowania wzrósł w 15 spośród 19 uwzględnionych w badaniu państw Ameryki Łacińskiej.

W 2010 roku w regionie tym 19 proc. ludzi miało nadzieję wyjechać na stałe za granicę. Obecnie sytuacja się zmieniła. Opuścić swój kraj opuścić chce 31 proc. mieszkańców, co jest porównywalne ze zjawiskiem obserwowanym na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

W odniesieniu do Wenezueli "The Economist" informuje, że kraj ten opuściło już prawdopodobnie aż 13 proc. ludności, czyli ok. 4 mln osób. Wśród przyczyn tego zjawiska tygodnik wskazuje m.in., że w minionym roku w wyniku "oporu wobec władzy" zginęło blisko 5,3 tys. osób, inflacja osiągnęła 2,7 mln proc., a przeciętny Wenezuelczyk z powodu powszechnego w kraju głodu schudł 11 kg.

Ubóstwo i przemoc skłaniają też do masowej emigracji mieszkańców Salwadoru, Hondurasu i Gwatemali. Pomagają im w tym wyspecjalizowani przemytnicy.

Latynosów zmusza często do ucieczki z ich krajów także obawa przed śmiercią. W Brazylii po wznowieniu walk między gangami liczba zabójstw osiągnęła w 2017 roku rekordowy poziom blisko 64 tys. Odsetek obywateli, którzy chcą wyemigrować, wzrósł trzykrotnie, do 33 proc.

W Kolumbii wskaźnik zabójstw nieznacznie się obniżył w rezultacie zakończenia konfliktu zbrojnego między rządem a lewicową partyzantką Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC). Tygodnik ostrzega jednak, że niedawna decyzja części partyzantów o odejściu od porozumienia pokojowego z 2016 roku może oznaczać powrót do walki.

Wielu Latynosów skłania do imigracji niezadowolenie z pogarszających się warunków życia w związku z problemami gospodarczymi. Jak wskazuje "The Economist", podczas gdy w 2010 roku PKB w Ameryce Łacińskiej wzrosło o 6 proc., znacznie powyżej średniej globalnej, w Brazylii i Argentynie kurczyło się w wyniku recesji. Wraz z niskim wzrostem wydajności i małą mobilnością społeczną osłabła też gospodarka Meksyku.

Jako kolejny powód, dla którego kraje Ameryki Łacińskiej stają się trudne do życia, tygodnik podaje korupcję. Przytacza przykład Brazylii, gdzie dochodzenie w sprawie operacji "Myjnia Samochodowa" ujawniło, że koncerny przemysłowe płaciły łapówki wielu politykom. Przypomina też, że były prezydent Peru Alan Garcia - twierdzący, że nie jest zamieszany w skandal korupcyjny wokół firmy budowlanej Odebrecht - zabił się w kwietniu, aby uniknąć aresztowania za przyjmowanie łapówek.

"The Economist" przywołuje też rezultaty badania opinii publicznej w 18 krajach regionu, przeprowadzonego przez pracownię Latinobarometro z Santiago de Chile. Wynika z niego, że odsetek mieszkańców krajów Ameryki Łacińskiej niezadowolonych z funkcjonowania demokracji wzrósł z 52 proc. w 2010 roku do 71 proc. w ubiegłym roku.

Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej głosują nie tylko nogami, omijają również urny wyborcze. W 2018 roku mesjanistyczni populiści, którzy występowali przeciwko korupcji i przestępczości, wygrali wybory prezydenckie w Brazylii (obecnie prezydentem jest tam prawicowy Jair Bolsonaro - PAP) i w Meksyku (gdzie rządzi lewicowy Andres Manuel Lopez Obrador - PAP). Jeśli elektorat będzie nadal rozczarowany, pojawi się prawdopodobnie więcej autokratycznych przywódców - przewiduje "The Economist".

Gazeta ocenia też, że w rezultacie tego exodusu znacznie wzrosła liczba osób przechwytywanych na południowej granicy Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie służby graniczne - podkreśla - w 2018 roku zatrzymały najwięcej osób od 2009 roku.