Zwiększone środki bezpieczeństwa towarzyszą niedzielnemu maratonowi w Chicago. Do 36. Bank of America Chicago Marathon zarejestrowało się 45 tys. osób, w tym 10 tys. 264 zawodników spoza Stanów Zjednoczonych. Na trasie są też Polacy.

Władze miasta i organizatorzy maratonu w Chicago mając w pamięci tragiczne wydarzenia z Bostonu, gdzie w kwietniu po zamachu bombowym na mecie zginęły trzy osoby a ponad 260 zostało rannych, wprowadziły zmiany w zabezpieczeniu imprezy.

Widocznych zmian jest kilka, niewidocznych znacznie więcej - zapewniał komendant chicagowskiej policji Gary McCarthy. W centrum Chicago i w 29 dzielnicach tego miasta, przez które przebiega trasa maratonu, policja rozmieściła więcej funkcjonariuszy w mundurach i w cywilu. Będą także partole z psami wyszkolonymi do wyszukiwania ładunków wybuchowych. Policjanci są wspomagani systemem monitoringu, czyli ponad 20 tys. kamer. W tym roku w pobliżu linii startu i mety pojawiło się wysokie ogrodzenie z siatki.

Nowym przepisom dotyczącym bezpieczeństwa w czasie maratonu podporządkować musieli się także zawodnicy. Przede wszystkim nie mogli oni w tym roku wysłać kogoś z rodziny lub znajomego po odbiór numeru startowego i mikroprocesora. Każdy musiał stawić się osobiście, w piątek lub sobotę, w centrum maratonu. Biegacze musieli także poddać się dokładnej kontroli przed wejściem na teren startu, który niedostępny jest dla widzów. Wszelkie przedmioty, które chcieli zabrać ze sobą musieli je umieścić w specjalnym, wydawanym przez organizatorów plastikowym worku. W poprzednich latach można było mieć swoja własną torbę lub plecak.

Zaostrzone przepisy dotyczą również widzów wzdłuż trasy maratonu. Mogą być oni poddawani wyrywkowym kontrolom, zwłaszcza osoby posiadające większe torby i plecaki. To właśnie w plecaku zamachowcy z Bostonu umieścili bombę skonstruowaną z garnka ciśnieniowego. Tamte wydarzenia dobrze pamięta polonijny maratończyk z Chicago Grzegorz Dziubek. Szef ekipy Extreme Dziubek Fitness w niedzielę po raz czwarty wystartuje w maratonie w tym mieście. Dziubek podkreślił, że "cała sytuacja w Bostonie była stresującą, ale w Chicago wszyscy czują się  bezpiecznie".

Pierwszy raz w chicagowskim maratonie wystartowałem w 2010 roku. W tym roku nasza ekipa liczy kilka osób. Niektórzy biegną po dobry wynik, inni dla zdrowia. W końcu to sukces ukończyć maraton zaliczany do piątki największych na świecie. Mam nadzieję, że wszyscy ukończymy go szczęśliwie - powiedział Dziubek.  

Prawdziwą legendą maratonu w Chicago jest 63-letni Henryk Kozłowski, który startował we wszystkich edycjach imprezy. Zaliczany jest on do "Szalonej Ósemki", czyli biegaczy, którym ten wyczyn się udał. W tym roku Kozłowski ma nadzieję ukończyć swój 36. Chicagowski Maraton w czasie pięciu godzin.

W ubiegłym roku rekord trasy w Chicago ustanowił Etiopczyk, brązowy medalista olimpijski z Pekinu, Tsegaye Kebede, który uzyskał czas 2:04.38. Dyrektor wykonawczy trasy Carey Pinkowski życzyłby sobie w tym roku rezultatu poniżej 2:04. Byłoby wspaniale, żeby któremuś z zawodników to się udało - stwierdził.

Ze statystyk podawanych przez organizatorów Bank of America Chicago Marathon wynika, że wśród 45 tys. zarejestrowanych zawodników jest 79 osób z Polski, najwięcej od 2003 r. W ubiegłym roku zarejestrowanych było 54 polskich biegaczy.

W tym roku w maratonie w Chicago wystartowało 10 tys. 264 zawodników spoza Stanów Zjednoczonych, którzy reprezentują 129 krajów. Ich zmagania obserwwuj ok. 1,7 mln osób ustawionych wzdłuż trasy.

To wielka rzecz dla naszego miasta, zarówno jeśli chodzi o ekonomię, jak i promocję
- powiedział burmistrz Chicago Rahm Emanuel. My zapraszamy świat do Chicago, a wieść o Chicago idzie w świat - dodał, podkreślając, że trasa maratonu wiedzie przez 29 różnych dzielnic najbardziej "amerykańskiego miasta Ameryki". Entuzjazm burmistrza Chicago nie dziwi, bo dzięki organizacji maratonu do budżetu miasta ma wpłynąć prawie 243,5 mln dolarów. 

(jad)