Nie widać końca otwartej wojny na słowa pomiędzy Emmanuelem Macronem i Donaldem Trumpem. Tak wielu obserwatorów komentuje nowe kontrowersyjne wystąpienie prezydenta Francji. Macron zasugerował, ze Unia Europejska nie powinna być wasalem Stanów Zjednoczonych.

Kiedy trzeba chronić naszych europejskich partnerów, takich jak Finlandia czy Polska (...) zawsze zwracamy się z tym do Stanów Zjednoczonych. To podważa naszą wiarygodność - wyjaśnił francuski przywódca.

Zdaniem niektórych obserwatorów, jeszcze bardziej wiarygodność obronną Francji podważył jednak fakt, ze Emmanuel Macron mówił o tym w wywiadzie dla sieci telewizyjnej TF1, udzielonym na pokładzie jedynego francuskiego lotniskowca Charles de Gaulle, który przez ponad pól roku nie był w stanie wypłynąć na morze, bo był naprawiany. Okręt ten, nazwany przez Macrona "klejnotem francuskiej armii i przemysłu zbrojeniowego", ma się znowu stać operacyjny dopiero na początku przyszłego roku.

Cześć obserwatorów ironizuje, ze trudno będzie francuskiemu prezydentowi stworzyć - jak to zapowiada - niezależną od USA unijną armię, dysponując tylko jednym lotniskowcem, który bardzo często wymaga napraw. Stany Zjednoczone dysponują jedenastoma lotniskowcami.

W wywiadzie dla TF1 Macron zasugerował, ze w przeszłości to dzięki pomocy finansowej Francji, Stany Zjednoczone powstały jako niezależne państwo. Było to odpowiedzią na zarzut Trumpa, który zasugerował, ze w czasie drugiej wojny światowej Francuzi woleli się poddać, niż walczzyć z Hitlerem.

Wojna na słowa pomiędzy oby przywódcami wybuchła, kiedy Macron w zaskakujący sposób oświadczył, iż trzeba stworzyć europejska armie, by UE mogła się bronić przed ingerencjami USA w różnych dziedzinach. Oznajmił też, że nie chce by członkowie Unii kupowali amerykańskie uzbrojenie.

(ag)