Marine Le Pen, która przegrała niedzielne wybory prezydenckie we Francji, powiedziała w rozmowie z agencją AP, że planuje "głęboką reformę" Frontu Narodowego i zdecydowaną walkę o miejsca w parlamencie.

Marine Le Pen, która przegrała niedzielne wybory prezydenckie we Francji, powiedziała w rozmowie z agencją AP, że planuje "głęboką reformę" Frontu Narodowego i zdecydowaną walkę o miejsca w parlamencie.
Marine Le Pen /IAN LANGSDON /PAP/EPA

Nowym wyzwaniem dla Le Pen jest taka reforma jej ruchu, która uczyni z niego "nową siłę polityczną". Tymczasowy przywódca FN Steeve Briois, który podczas prezydenckiej kampanii wyborczej zastąpił ją na stanowisku szefa tej formacji powiedział - również w wywiadzie dla AP - że zmieniona została nazwa partii.

Będzie to otwarciem ugrupowania "na nowe osobowości" i pozwoli mu "zacząć od nowa, na nowych podstawach" - dodał.

AP wyjaśnia, że przywódcy FN rozważali już zmianę nazwy ugrupowania, gdy Le Pen walczyła o poprawę jego wizerunku i zatarcie śladów po antysemickich oraz rasistowskich elementach retoryki Frontu, które były jego znakiem firmowym. Przeważyła jednak - jak pisze agencja - opinia starej gwardii partyjnej, która uznała to za krok zbyt radykalny.

Dla prezydenta elekta Francji Emmanuela Macrona powstanie nowego wcielenia FN, które oderwałoby się od dawnych konotacji i miało zdolności koalicyjne byłoby poważnym wyzwaniem - ocenia AP.

Przed wyborami Marine Le Pen była liderką sondaży; blisko 50 proc. Francuzów zagłosowało w pierwszej turze na partie skrajne, przeciwne liberalnemu programowi Macrona. We francuskim systemie politycznym możliwości prezydenta są bardzo ograniczone, jeśli nie ma wsparcia większości parlamentarnej, toteż zbudowanie silnego frontu przez Le Pen może sparaliżować nowy rząd.

Niepokój o to, że Le Pen może istotnie zmobilizować tzw. głos protestu, wywodzący się głównie ze skrajnej prawicy i lewicy, wyrażają również politycy spoza Francji.

Szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel powiedział po zwycięstwie Macrona: "jeśli mu się nie powiedzie, za pięć lat Le Pen będzie prezydentem i projekt europejski zejdzie na psy" - cytuje AP.

Przywódczyni FN zamierza więc walczyć o zdobycie silnej reprezentacji parlamentarnej w czerwcowych wyborach do Zgromadzenia Narodowego; nazywa to walką "patriotów z globalistami".

To ważny wybór (...), który będzie poddany pod głosowanie w wyborach parlamentarnych - powiedziała Le Pen w niedzielnym wystąpieniu, w którym uznała swą porażkę.

Dodała wtedy jednak, że wynik, jaki uzyskał Front, jest historycznym sukcesem tej partii, która będzie "główną opozycją" dla Macrona. Wezwała "wszystkich patriotów", by przyłączyli się do jej ugrupowania.

W istocie, FN nigdy nie odniósł takiego sukcesu. Ojciec Marine, Jean-Marie Le Pen, dotarł do drugiej tury wyborów prezydenckich w 2002 roku, ale został potem pokonany przez Jacquesa Chiraca, który zdobył ponad 80 proc. głosów.

AP przypomina, że FN pnie się konsekwentnie w sondażach; w 2014 roku wygrał wybory regionalne w 11 miastach i zdobył największą liczbę głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Tygodnik "L'Obs" przypomniał tuż przed wyborami, że w latach 80. CIA przygotowała specjalny raport na temat FN i jego ówczesnego przywódcy Jean-Marie Le Pena, w którym ostrzegła, że "wygłaszane przez niego opinie porównywalne są z poglądami nazistów". W konkluzji dokumentu uznano jednak, że ze względu na "prostacki program" i niezdolność do przyciągania popularnych polityków partia nie ma przyszłości. "Jej obecne poparcie - które teraz (1985 rok) wynosi 10 proc. - osiągnęło maksimum" - uznała CIA.

Obietnice wyborcze FN, oferujące między innymi hojne osłony socjalne, bariery protekcjonistyczne, rezygnację z euro, przebudowę sojuszy ze wskazaniem na zbliżenie z Rosją "nie zostały - jak pisze AP - całkowicie pogrzebane, jeśli ruch Marine Le Pen zdobędzie silną pozycję w parlamencie".

(az)