Śledczy prowadzący dochodzenie w sprawie katastrofy samolotu linii Air France zaprzeczają, jakoby odnaleziono czarne skrzynki Airbusa A-330. Dziennik „Le Monde” twierdzi jednak, że okręt francuskiej marynarki wojennej przechwycił kilkaset kilometrów od wybrzeża Brazylii bardzo słaby sygnał nadawany przez rejestratory. Na miejsce płynie okręt podwodny. Dziś ma nastąpić pierwsza próba wyłowienia urządzeń.

Nawet jeśli sygnał zamilknie na dobre, ekipy poszukiwawcze wciąż będą w stanie je odnaleźć. Wszystko zależy od tego jak wygląda dno - mówi reporterowi RMF FM Tomasz Hypki, ekspert lotnictwa. Pewne jest jedynie, że ekipy ratunkowe mają coraz mniej czasu.

Miesiąc od momentu katastrofy, przez który urządzenia powinny wysyłać sygnał, jest umowny. Wszystko zależy od tego, czy i jak bardzo zostały zniszczone oraz na jakim podłożu się znajdują. Jeśli nie jest to zamulone dno, mogą się nawet przemieszczać, niesione podwodnym prądem. Aczkolwiek podejrzewam, że tam leży większy fragment konstrukcji samolotu, jakaś część ogonowa - mówi Tomasz Hypki:

Rejestratory montuje się właśnie w tylnej części samolotu, jako potencjalnie najmniej narażonej na zniszczenia podczas katastrofy. Jeśli sygnał ze skrzynek został zlokalizowany, na pewno naniesiono go już na cyfrowe mapy, co pozwoli szukać urządzeń, nawet, gdy ich sygnał zamilknie.

W katastrofie Airbusa lecącego z Rio de Janeiro do Paryża zginęło 228 ludzi. Nadal nie są znane jej przyczyny i dlatego odnalezienie rejestratorów parametrów lotu i nagrań rozmów pilotów w ostatnich chwilach przed tragedią, czyli tzw. czarnych skrzynek, ma tak kluczowe znaczenie.