Scotland Yard prowadzi śledztwo w sprawie otrucia Aleksandra Litwinienki. Były oficer rosyjskich służb specjalnych od kilku dni w stanie krytycznym leży w jednym z londyńskich szpitalu. Litwinienko poczuł się źle po wizycie w barze sushi w centrum miasta.

Lekarze dają Litwinience nie więcej niż 50 proc. szans na przeżycie. W ciągu kilkunastu godzin jego stan zdrowia pogorszył się na tyle, że został on przeniesiony na oddział intensywnej terapii.

Trucizna, która w tajemniczy sposób dostała się do organizmu Litwinienki, zniszczyła większość białych ciałek we krwi. Wiele wewnętrznych narządów Rosjanina uległo trwałym uszkodzeniom. Rosjanin najprawdopodobniej zostanie poddany przeszczepowi szpiku kostnego.

Wygląda okropnie, jakby został napromieniowany, albo jakby umierał na AIDS. Jego system immunologiczny nie działa - mówi jeden z przyjaciół Litwinienki. Rosjanin stracił włosy; nie może tez mówić, z powodu opuchniętego gardła.

Sam Litwinienko nie rozmawia z mediami. Wywiadów nie udziela także jego rodzina. Jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym są przyjaciele rosyjskiego dysydenta – podkreślają oni, że zamachu na jego życie dokonano na zlecenie rosyjskich władz. Rzecznik Kremla odrzuca zarzuty twierdząc, że to "czysty nonsens".

Rosyjscy dysydenci, mieszkający w Wielkiej Brytanii boją się o swoje bezpieczeństwo. Fakt, że posiadają brytyjskie obywatelstwo nie daje im poczucia bezpieczeństwa.

Rosyjskie media prawie nie zajmują się sprawą otrucia Litwinienki. Informację o jego stanie zamieściły tylko dwa dzienniki - "Komiersant" i "Gazieta".