Wnuk brytyjskiej królowej, książę Harry rozpoczął w Edynburgu ostatnią serię wystąpień w roli wysokiego rangą członka rodziny królewskiej. Od 31 marca nie będzie już jej wypełniał. Ta data będzie ważną cezurą nie tylko w jego życiu. Odnotowana zostanie także w historii rodziny królewskiej.

Harry bierze udział w konferencji poświęconej inicjatywom, które mogą uczynić turystykę bardziej przyjazną dla środowiska. Tymczasem brytyjska prasa przypomina księciu, że tylko ubiegłego lata jedenaście razy podróżował prywatnym samolotem. "W 99 proc. przypadków korzystam z rejsów komercyjnych, ale czasami z uwagi na bezpieczeństwo mojej rodziny używam z alternatywnych form transportu" - tak wnuk królowej odpiera te zarzuty.

Ten temat, choć istotny, pozostaje jednak nad drugim planie zainteresowania mediów. Nie cichną echa decyzji książęcej pary o zdystansowaniu się od rodziny królewskiej. W analogii do brexitu media używają w tym kontekście sformułowania Megxit. Nie bez uzasadnienia.

Cena odejścia

Dużym ciosem dla książęcej pary była decyzja królowej, która zakazała Harry’emu i Meghan używania przymiotnika "królewski". Od dłuższego czasu pracowali oni nad rozwinięciem marki SussexRoyal, która miała firmować ich działalność charytatywną i komercyjną. Także oficjalne konto na Instagramie, które śledzi ponad 11 milionów osób, szczyciło się statusem "królewskiego". Królowa doszła jednak do wniosku, że nie da się odejść od rodziny królewskiej i nadal korzystać z tych samych przywilejów. Tu analogia z brexitem funkcjonuje znakomicie. Sussexowie muszą pogodzić się z faktem, że rezygnując ze swej dotychczasowej roli, przejmują na siebie nie tylko obowiązek samofinansowania, ale także muszą zrezygnować ze statusu, którym cieszy się brat Harry’ego, trzeci w kolejce do tronu, książę William. To oczywista konsekwencja odwrócenia się plecami do rodziny królewskiej.

Niepotrzebny spór

Harry i Meghan zamieszkali w Kanadzie. Ponieważ zwolnili osoby, które pomagały im w prowadzeniu działalności w Wielkiej Brytanii, istnieją wątpliwości, czy kiedykolwiek powrócą nad Tamizę. Książę Harry będzie też musiał zwrócić pieniądze, które ze skarbu państwa wydane zostały na remont Frogmore Cottage, rezydencji księżej pary położonej na terenie zamku w Windsorze.

Harry i Meghan jeszcze bardziej spolaryzowali opinię publiczną wydając komunikat, w którym polemizowali z decyzją monarchini, pozbawiającą ich prawa do używania słowa "królewski". Argumentowali w nim, że choć poddadzą się woli monarchini, uważają, że słowo to nie jest niczyją własnością. Wielu komentatorów uznało, że taka riposta była przejawem arogancji i braku taktu wobec Elżbiety II.

Słodko-gorzko

Odsuwając się od rodziny królewskiej, Harry i Meghan stworzyli dla siebie szansę na w miarę normalne życie. Będą mogli decydować o nim na własnych zasadach, ale nigdy nie przestaną być na celowniku paparazzi, a ich działania zawsze będą uważnie śledzone przez Pałac Buckingham, który udowodnił, że potrafi pokazać żółtą kartkę. Można tylko przypuszczać, że zachowanie Harry’ego wpłynie także na jego relację z bratem Williamem, który będąc przyszłym królem, ma znacznie bardziej ograniczone pole działania. Musi w pełni oddać się obowiązkom dworu i nie może "katapultować się" z rodziny królewskiej tak, jak uczynił to Harry.

Wśród różnorodnych opinii coraz częściej pojawiają się te krytyczne wobec Harry’ego i Meghan, choć są one różne po przeciwnych stronach Atlantyku. Amerykańskie media uwydatniają konflikt byłej aktorki z jej rodziną, a szczególnie zerwanie kontaktów z ojcem. Brytyjskie koncentrują się na "rozwodzie" księcia z rodziną królewską. Oba te aspekty wywołują spore emocje. Niektórzy komentatorzy zauważają, że trwający kilka lat miesiąc miodowy Sussexów może zamienić się w czarę goryczy.


Opracowanie: