10 godzin obradowali przywódcy Unii Europejskiej w Brukseli. "Do entuzjazmu daleko" - stwierdził po spotkaniu premier Donald Tusk. Obrady zakończyły się bez porozumienia ws. zmiany unijnego traktatu, które pozwalałoby na większą dyscyplinę budżetową.

Ten punkt rozmów zablokowała Wielka Brytania. Brak porozumienia ws. zmian w unijnym traktacie oraz integracji strefy euro otwiera drogę do powstania umowy międzyrządowej eurolandu, ale bez Londynu, Szwecji, Czech i Węgier. To koniec tej Unii Europejskiej, którą znamy - Unii solidarnej, w której dominację wielkich państw skutecznie hamowała Komisja Europejska. Umowa międzyrządowa to groźba dominacji Francji i Niemiec, niebezpieczeństwo, że ich decyzje będą narzucane pozostałym krajom, które są mniejsze i biedniejsze. Tekst umowy ma zostać podpisany w marcu.

Na razie nie wiemy, na jakich zasadach będzie działać taka nowa, mniejsza Unia i jakie będą jej relacje wobec istniejących instytucji - Komisji Europejskiej czy Unijnego Trybunału. Dla Polski nie jest to neutralne, bo nie jesteśmy tak wielkim krajem, jak Niemcy czy Francja. W tej nowej strukturze nie będziemy mieli wiele do powiedzenia. Każdy będzie realizować swój interes, nie bacząc na innych. Nikt nie będzie ograniczany "dobrem wspólnym", którego gwarantem była Komisja Europejska. Dobrze, że jesteśmy zaproszeni, ale długo będziemy niemym (bez prawa głosu) obserwatorem zmagań wielkich. Nawet przyjmując wspólną walutę będziemy nadal tylko członkiem drugiej kategorii. Warunki dyktować będzie przede wszystkim Berlin. Winy za to nie można zrzucać jednak wyłącznie na Londyn. To niemiecka kanclerz Angela Merkel "postawiła poprzeczkę zbyt wysoko".

Niemcy nie chciały zgodzić się na małą zmianę traktatu poprzez rewizję jednego z protokołów, co proponował przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Kanclerz Merkel już na wstępie obrad powiedziała, że negocjowana może być wyłącznie francusko-niemiecka propozycja.

Tusk o szczycie UE: To za mało, by uspokoić rynki

Premier Donald Tusk określił rezultat blisko 10-godzinnych obrad przywódców UE jako "pół na pół". Na pewno ważnym efektem jest to, że większość państw doszła do porozumienia, czyli strefa euro i istotna grupa "euro plus", natomiast sceptycyzm Brytyjczyków kładzie się jakimś cieniem na tym porozumieniu - powiedział premier.

Szef rządu dodał, że osiągnięte porozumienie samo w sobie być może jeszcze nie jest aż tak intensywne, żeby uspokoić rynki. To na pewno krok do przodu, ale do entuzjazmu daleko - podsumował Tusk. Ocenił, że ustalenia są "dość neutralne dla Polski".

Prezes EBC: bardzo dobry wynik szczytu

Prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi ocenił wyniki zakończonego o 5 rano w piątek pierwszego dnia szczytu UE jako "bardzo dobre dla strefy euro".

To bardzo dobry rezultat dla strefy euro. To podstawa dla paktu fiskalnego z większą dyscyplinęą w polityce gospodarczych państw członkowskich - powiedział Draghi na zakończenie trwających około 10 godzin obrad pierwszego dnia szczytu.

Przywódcy porozumieli się w sprawie tzw. nowego paktu fiskalnego, który ma być wdrożony umową międzyrządową 17 państw strefy euro oraz 6 innych państw. Chodzi o zastosowanie nowych zasad dyscypliny finansów publicznych, w tym wprowadzenie automatycznych sankcji za łamanie dyscypliny budżetowej dla krajów łamiących limity deficytu i długu publicznego, a także wpisanie do konstytucji przez wszystkie kraje tzw. złotej zasady utrzymywania zrównoważonych budżetów. Na te zmiany naciskała kanclerz Niemiec Angela Merkel, by zapobiec w przyszłości powtórce kryzysu zadłużenia, który z Grecji rozprzestrzenił się na kolejne kraje eurolandu.

Przed szczytem dyplomaci wskazywali, że jeśli euroland wystarczająco wzmocni zasady dyscypliny budżetowej, Europejski Bank Centralny będzie miał "ciche" przyzwolenie na zwiększenie skali interwencji na rynkach obligacji zagrożonych państw.