Na lotnisku w Goleniowie w Zachodniopomorskiem wylądował samolot z ostatnimi polskimi żołnierzami wracającymi z misji w Iraku. Do kraju wróciło około stu wojskowych. "Iracka wolność" była największą polską misją stabilizacyjną. W ciągu pięciu lat jej trwania zginęło 22 polskich żołnierzy, a wielu rannych wciąż nie odzyskało pełnej sprawności.

Reporter RMF FM Paweł Żuchowski rozmawiał z rodzinami żołnierzy 12. szczecińskiej dywizji zmechanizowanej:

Powitanie z rodzinami było bardzo krótkie. Żołnierze zanim wrócą do domu muszą rozliczyć się ze sprzętu. Jak podkreślają, iracką misję należy zaliczyć do udanych. Posłuchaj:

Zobacz film z powitania żołnierzy:

Operacja „Iracka Wolność” rozpoczęła się 20 marca 2003 roku. Do pierwszej jej fazy polskie siły zbrojne skierowały jednostkę GROM, okręt zabezpieczenia logistycznego „Kontradmirał Xawery Czernicki” oraz pluton likwidacji skażeń. W maju 2003 roku podczas konferencji w Londynie Polska otrzymała oficjalną propozycję udziału w IV fazie operacji stabilizacyjnej i objęcia kontroli wojskowej nad sektorem centralno-południowym, a w sierpniu tego roku skierowano do Iraku kontyngent w liczbie około 2500 żołnierzy. Początkowo przewidywano, że misja polskich żołnierzy potrwa około roku, skończyło się na dziesięciu zmianach. Z upływem czasu zmieniał się charakter misji, zmniejszała się także strefa, za którą odpowiadała dywizja.

Polskim Kontyngentem Wojskowym w Iraku dowodzili kolejno generałowie: Andrzej Tyszkiewicz, Mieczysław Bieniek, Andrzej Ekiert, Waldemar Skrzypczak, Piotr Czerwiński, Edward Gruszka, Bronisław Kwiatkowski, Paweł Lamla, Tadeusz Buk, a w ramach dzisiątej zmiany - generał Andrzej Malinowski.

W Iraku zginęło i zmarło w okresie trwania misji blisko 30 Polaków, w tym między innymi 22 żołnierzy, trzech byłych wojskowych zatrudnionych przez zagraniczne firmy ochroniarskie, dwóch dziennikarzy i funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu. Jak wygląda życie po misji tych, którzy przeżyli, ale z powodu doznanych ran nie wrócili do pełnej sprawności? Niektórzy musieli odejść z wojska. Inni pozostali, ale zajmują się pracami biurowymi, bo nie mowy o kolejnych misjach czy ćwiczeniach na poligonie.

Najgorzej - jak przyznają żołnierze - było na pierwszej zmianie. Wtedy budowano dopiero bazę i dopiero po latach żołnierze anonimowo przyznają, że spali w byłej fabryce obok tokarek, spawarek i plam oleju. Chorąży Tomasz Kloc, który jako jeden z nielicznych wypowiada się do mikrofonu, dodaje, że brakowało też odpowiedniego sprzętu: