Na Białorusi zatrzymano kilka osób podejrzanych o związek z wczorajszym zamachem bombowym w mińskim metrze. W ataku zginęło 12 osób, a prawie 150 zostało rannych.

Wiceszef prokuratury, który kieruje grupą śledczą badającą zamach, nie wyjaśnił, czy zatrzymani mają status podejrzanych. Nie ujawnił też, czy są obywatelami Białorusi. Dodał, że dotąd nikt nie wziął odpowiedzialności za zamach ani nie wysuwał w związku z nim żadnych żądań.

Szwed wyjaśnił, że wciąż przeglądane są materiały wideo z rejonu zamachu i innych miejsc. Prokuratura otrzymała też "szereg konkretnych informacji od obywateli" dotyczących osób, które wydawały się ludziom podejrzane. Wkrótce opublikowane zostaną już sporządzone portrety pamięciowe.

Zastępca prokuratora generalnego poinformował, że siła wybuchu ładunku podłożonego w okolicach jednej z ławek na peronie stacji Oktiabrskaja była nie mniejsza niż równowartość 3 kg trotylu i jest bardzo prawdopodobne, że ładunek był odpalony zdalnie.

Agencja BiełTA poinformowała, że we wtorek zatrzymano kilka osób, które rozpowszechniały fałszywe pogłoski o rzekomych kolejnych wybuchach w Mińsku.

Wcześniej we wtorek prokuratura generalna oznajmiła, że w niektórych mediach, w tym elektronicznych, pojawiły się nieodpowiedzialne publikacje o charakterze zniesławiającym, różnego rodzaju wymysły dyskredytujące państwo i społeczeństwo białoruskie.

Prokuratura generalna ostrzega wszystkich, którzy wykorzystują tragiczne wydarzenia w celu (czynienia) spekulacji, o niedopuszczalności takich działań i możliwych surowych konsekwencjach, zgodnie z obowiązującym prawem - głosi komunikat na stronie internetowej instytucji.