Włoska prokuratura postawiła kolejny zarzut kapitanowi jednostki Francesco Schettino. Będzie on odpowiadał m.in. za to, że nie poinformował władz morskich o wypadku.Wcześniejsze zarzuty mówią o doprowadzeniu do katastrofy morskiej, nieumyślnym spowodowaniu śmierci i ucieczce ze statku, gdy trwała jeszcze ewakuacja.

W styczniowej katastrofie zginęły 32 osoby. Do tej pory odnaleziono 25 ciał. W środę płetwonurkowie odkryli we wraku zwłoki ośmiu ofiar.

Nowy zarzut prokuratorski dla przebywającego w areszcie domowym kapitana to wynik kolejnych ustaleń śledztwa. Prokuratorzy podkreślają, że kapitan nie tylko wykazał się głupotą decydując się na podpłynięcie do wyspy Giglio, ale podjął również ogromne ryzyko chcąc zataić wypadek przed kapitanatem pobliskiego portu.

Przez dłuższy czas Schettino utrzymywał, że doszło jedynie do awarii prądu, choć wycieczkowiec uderzył o skałę i przez ogromną wyrwę w kadłubie zaczęła wlewać się do niego woda. Kapitanowi grozi do 15 lat wiezienia.

Cały czas wypompowywane jest paliwo z kolejnych zbiorników ogromnego wycieczkowca. Ekipy ratunkowe rozpoczęły tę operację prawie dwa tygodnie temu, by zapobiec katastrofie ekologicznej. Jednostka ma sześć olbrzymich baków, w których przed akcją zgromadzonych było prawie 2,5 tysiąca ton paliwa. Gdy uda się już wypompować całe paliwo, eksperci zaczną opracowywać plany usunięcia wraku z mielizny. Ta operacja może potrwać nawet do 10 miesięcy.

Prokuratura rozszerza śledztwo

13 stycznia wycieczkowiec Costa Concordia z ponad 4200 osobami na pokładzie uderzył w skały u brzegów wyspy Giglio w Toskanii, bo kapitan statku za bardzo zbliżył jednostkę do brzegu.

W środę prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy objęła śledztwem siedem osób - czterech oficerów ze statku i trzech pracowników armatora, firmy Costa.