Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy został postawiony w stan oskarżenia i objęty nadzorem sądowym w związku z zarzutami o korupcję, nielegalne finansowanie kampanii prezydenckiej i zatajenie libijskich środków publicznych - podaje tygodnik "L'Obs". Policyjni śledczy zakończyli przesłuchanie byłego prezydenta Francji. Sarkozy, którego zatrzymano we wtorek, wyszedł z aresztu. Śledczy podejrzewają, że zwycięską kampanię wyborczą Sarkozy’ego sprzed 11 lat współfinansował nielegalnie ówczesny libijski dyktator Muammar Kaddafi.

Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy został postawiony w stan oskarżenia i objęty nadzorem sądowym w związku z zarzutami o korupcję, nielegalne finansowanie kampanii prezydenckiej i zatajenie libijskich środków publicznych - podaje tygodnik "L'Obs". Policyjni śledczy zakończyli przesłuchanie byłego prezydenta Francji. Sarkozy, którego zatrzymano we wtorek, wyszedł z aresztu. Śledczy podejrzewają, że zwycięską kampanię wyborczą Sarkozy’ego sprzed 11 lat współfinansował nielegalnie ówczesny libijski dyktator Muammar Kaddafi.
/SABRI ELMHEDWI /PAP/EPA

Policyjni śledczy i sędziowie podjęli decyzję o postawieniu Sarkozy'ego w stan oskarżenia po blisko dwudniowym przesłuchaniu, które zakończyło się wcześniej w środę. Sarkozy, którego zatrzymano we wtorek, wyszedł w środę z aresztu.

We wtorek przesłuchano też francuskiego eurodeputowanego i byłego ministra spraw wewnętrznych za prezydentury Sarkozy'ego Brice'a Hortefeux - podaje dziennik "Le Monde".

"L'Obs" dodaje, że obiektami zainteresowania francuskiego wymiaru sprawiedliwości są dwaj domniemani pośrednicy między Kadafim a byłym prezydentem: francusko-libański biznesmen Ziad Takieddine i Alexandre Djouhri, który przebywa w areszcie w Londynie w oczekiwaniu na przekazanie go władzom francuskim.

We wtorek i w środę Sarkozy był przesłuchiwany w sumie aż 27 godzin. Zrobiono tylko przerwę w nocy. Były prezydent mógł wrócić na kilka godzin do domu, żeby nie spać w celi, ale musiał znowu stawić się w Nanterre rano.

Miliony za poparcie?

Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte ponad 5 lat temu w związku z pojawieniem się w mediach dokumentów i zeznań świadków, które potwierdzały podejrzenia nielegalnego finansowania kampanii wyborczej Sarkozy’ego przez libijskiego dyktatora.

Podejrzewa się, że sztab wyborczy dostał od Muammara Kaddafiego od pięciu do kilkudziesięciu milionów euro. Według znanego francuskiego portalu śledczego Madiapart libijski dyktator obiecał Sarkozy’emu - w czasie rozmowy w cztery oczy - w sumie 50 milionów euro. Część tych pieniędzy miała zostać wypłacona w bankach w Libanie i w Niemczech. W zamian za to Nicolas Sarkozy - jako prezydent Francji - miał optować za normalizacją stosunków z Libią.

Sarkozy przyjął w Paryżu Muammara Kaddafiego z wielkimi honorami. Na dziedzińcu jednej z rezydencji koło Pałacu Elizejskiego rozbito nawet beduiński namiot, by libijski dyktator mógł czuć się "jak u siebie". Zamknięto też z powodów bezpieczeństwa część paryskich mostów, by Kaddafi mógł wybrać się na wycieczkę statkiem po Sekwanie.

Chodziło o zatarcie śladów?

Portal Mediapart sugeruje również, że rozpoczęta przez Francję międzynarodowa interwencja zbrojna przeciwko reżimowi Muammara Kaddafiego w 2011 roku była podyktowana m.in. prywatną zemstą Sarkozy’ego przeciwko libijskiemu dyktatorowi. Miał on nie dotrzymać wcześniej danych obietnic. Nie przekazał  prezydentowi Francji całej obiecanej sumy oraz nie pozwolił niektórym francuskim przedsiębiorstwom na podpisanie lukratywnych kontraktów z władzami Libii.

Według Mediapart zainicjowana przez Francję interwencja zbrojna, która zakończyła się obaleniem reżimu w Trypolisie i zabiciem Kaddafiego, miała również na celu zatarcie śladów nielegalnego finansowania kampanii wyborczej Sarkozy’ego.

(j.)