W gminie Totalan na południu Hiszpanii rozpoczęto odwiert tunelu, którym ratownicy zamierzają dotrzeć do uwięzionego od niedzieli w rozpadlinie 2,5-letniego chłopca. Jego rodzina krytykuje tymczasem opieszałość akcji ratowniczej.

Przed południem przedstawicielka rządu Hiszpanii w prowincji Malaga Maria Gamez stwierdziła, że rozpoczęty odwiert ma na celu wykonanie pionowego tunelu w sąsiedztwie dziury, do której wpadł Julen. Przez nową, szerszą dziurę ratownicy planują dotrzeć do uwięzionego dziecka.

Zarówno obecne na miejscu uwięzienia Julena media, jak i rodzice chłopca wskazują na dezorganizację, opóźnienia i chaotyczne działania ratownicze. Twierdzą, że w parze z licznymi gestami solidarności nie idą konkretne czyny.

Nad ranem ojciec chłopca, Jose Rocio, skrytykował odpowiedzialnych za akcję ratowniczą. Powiedział, że od niedzieli, kiedy do rozpadliny wpadł jego syn, otrzymał on wiele komunikatów i gestów solidarności, ale “żadnych środków" na wyciągnięcie 2,5-letniego chłopca.

W poniedziałek przed południem czekaliśmy na pojazd z Kadyksu, który miał rozpocząć kopanie ziemi, ale zamiast tego przyjechał inny sprzęt. (...) Akcja jest prowadzona źle. Nie piszcie, że przyjechał burmistrz albo ktoś inny, napiszcie o tym, co tu robią. Napiszcie, że nic nie robią, że dziecko od ponad 30 godzin tkwi w zagłębieniu, a my tu umieramy - powiedział mediom ojciec chłopca.

Równie krytyczny wobec akcji ratowniczej jest burmistrz Totalan Miguel Angel Escano. Stwierdził on, że jest zawiedziony długotrwałą procedurą udostępniania przez hiszpańskie wojsko odpowiedniego sprzętu oraz biernością dużych europejskich firm z branży radarów, które mają swoje zakłady w pobliżu Malagi.

Przestańcie wreszcie improwizować i analizować, czy należy wiercić tunel pionowo czy poziomo - zaapelował Escano.


Tymczasem we wtorek w lokalnych mediach pojawiły się też krytyczne komentarze na temat pracy burmistrza gminy Totalan, miejscowych urzędników oraz firmy, która przed miesiącem podczas poszukiwań wody nie zabezpieczyła wykonanego odwiertu, do którego wpadł chłopiec.

Do tragedii doszło w niedzielę, kiedy Julen bawił się z innym dzieckiem koło gospodarstwa należącego do członków swojej rodziny. Świadkowie twierdzą, że krótko po wypadku słyszeli odgłos płaczu chłopca wydobywający się z liczącej około 100 m głębokości rozpadliny.

W poniedziałek rano w trakcie akcji z udziałem ponad 100 ratowników i strażaków spuszczona do jamy sonda znalazła torebkę z błyskotkami i kubek, którymi przed upadkiem bawił się chłopiec. Natrafiono też na podmokły teren na dnie jamy o szerokości zaledwie 25-centymetrów.

Opracowanie: