Były szef urzędu do spraw akt Stasi Joachim Gauck został kandydatem na nowego prezydenta Niemiec. Informację przekazała kanclerz Angela Merkel. Ma on poparcie zarówno chadecko-liberalnej koalicji jak i socjaldemokratów oraz Zielonych.

Kandydatura Gaucka została ogłoszona po niedzielnym, wieczornym spotkaniu przywódców partii w Urzędzie Kanclerskim. Od początku miał on poparcie opozycyjnych SPD i Zielonych, które już w ostatnich wyborach prezydenckich w 2010 roku wystawiły wspólnie kandydaturę popularnego luterańskiego pastora.

W niedzielę nieoczekiwanie za Gauckiem wypowiedziała się też liberalna FDP, nie pozostawiając sceptycznym chadekom wielkiego wyboru. Zdaniem niemieckich komentatorów było to ryzykowne posunięcie liberałów, które mogło skończyć się nawet rozpadem koalicji rządzącej.

W piątek prezydent Niemiec Christian Wulff podał się do dymisji. To konsekwencja wniosku hanowerskiej prokuratury o uchylenie mu immunitetu. Śledczy podejrzewają go o przyjmowanie i udzielanie korzyści majątkowych w czasie, gdy był jeszcze premierem Dolnej Saksonii.

O uchyleniu immunitetu głowy państwa decyduje Bundestag. Ale w związku z dymisją Wulffa głosowania jest niepotrzebne; prokuratura może natychmiast wszcząć postępowanie.

Podejrzane relacje Wulffa z zamożnymi biznesmenami

Od dwóch miesięcy nie milkła w Niemczech fala krytyki wobec byłego już prezydenta. media rozpisywały się o jego relacjach z biznesmenami. Skandal wybuchł w grudniu zeszłego roku, gdy dziennik "Bild" ujawnił, że kilka lat temu Wulff pożyczył pół miliona euro na korzystnych warunkach od żony znajomego przedsiębiorcy, co zataił przed parlamentem Dolnej Saksonii.

W kolejnych tygodniach media publikowały coraz to nowe historie o tym, że Wulff chętnie korzystał z zaproszeń do posiadłości zamożnych przedsiębiorców, oferowanych mu rabatów na samochody czy darmowych biletach lotniczych.

W 2007 r. Wulff spędził urlop w luksusowym hotelu na wyspie Sylt na zaproszenie producenta filmowego Davida Groenewolda. Land Dolna Saksonia przyznał Groenewoldowi poręczenia kredytowe, z których ten potem jednak nie skorzystał.

Dodatkowo byłemu już prezydentowi zarzucono próbę wywierania nacisku na media, bo zadzwonił do redaktora naczelnego "Bilda" i prosił o wstrzymanie publikacji artykułu o korzystnym kredycie.