Ponad 40 ludzi zginęło w portowym mieście Aden na południu Jemenu w walkach między szyickim ugrupowaniem Huti i oddziałami wiernymi wspieranemu przez Arabię Saudyjską prezydentowi Abd ar-Rabowi Mansurowi al-Hadiemu. Taką informację przekazali zwolennicy prezydenta.

Według zwolenników prezydenta, w starciach - w położonej w pobliżu portu śródmiejskiej dzielnicy Mualla - śmierć poniosło 36 Hutich i członków sprzymierzonych z nimi ugrupowań oraz 11 bojowników strony przeciwnej.

Na ulicach leżą zwłoki i nie możemy do nich podejść, ponieważ na dachach siedzą strzelcy wyborowi Hutich. Biorą oni sobie za cel wszystko co się rusza, a ostrzał Mualli prowadzony jest na oślep - powiedział Reuterowi przedstawiciel służb medycznych.

Mimo trwających od 11 dni ataków lotniczych - kierowanej przez Arabię Saudyjską koalicji - ruch Huti kontynuuje swą ofensywę na Aden, będący ostatnim bastionem sił wiernych Hadiemu. Korzystający z poparcia Iranu Huti kontrolują już stolicę państwa Sanę.

Konflikt, w którym według ONZ w ciągu dwóch tygodni zginęło ponad 500 ludzi - grozi wtrąceniem 25-milionowego Jemenu w humanitarną katastrofę. By jej zapobiec, Międzynarodowy Czerwony Krzyż zaapelował w czwartek o 24-godzinny rozejm dla umożliwienia niezbędnych dostaw.

Zarówno Arabia Saudyjska, jak i Huti deklarują gotowość do rozmów na temat ustabilizowania sytuacji politycznej w Jemenie, gdzie w 2012 roku społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Jednak wysunięte przez obie strony warunki negocjacji są dla nich nawzajem nie do przyjęcia. Sąsiadujący z Jemenem Oman, który nie przyłączył się do kierowanej przez Saudyjczyków koalicji, w ubiegłym tygodniu otwarcie zadeklarował, iż u uczestników jemeńskiego konfliktu brak jakiejkolwiek woli dialogu.

(es)