Sceny mrożące krew w żyłach na niemieckiej autostradzie – kierowca zaczął jechać pod prąd, cudem nikt nie zginął. Wśród potencjalnych ofiar był też premier Bawarii, którego auto mknęło 200 kilometrów na godzinę, gdy szofer zobaczył na swoim pasie szaleńca.

Premier Bawarii podkreśla, że tylko dzięki kunsztowi i zimnej krwi jego kierowcy i innych prowadzących auta na autostradzie udało się uniknąć tragedii. 

49-latek pokłócił się ze swoją partnerką i w nerwach, nie wiadomo czy specjalnie czy przez pomyłkę, wjechał pod prąd. Jeden z pierwszych spotkanych samochodów wiózł właśnie Horsta Seehofera. Przy 200 kilometrach na godzinę (w Niemczech to nie łamanie prawa, bo na autostradzie nie ma ograniczenia prędkości) musiał gwałtownie odbić ze swojego pasa w prawo. Innym kierowcom też udało się umknąć. Kilka minut później szaleńca złapała policja – mężczyzna jest na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym.

„Kości bolały mnie jeszcze kilka godzin” – komentuje polityk.