Twitter, Facebook i inne serwisy społecznościowe to obecnie sposób porozumiewania się Irańczyków, którzy sprzeciwiają się prezydentowi Mahmudowi Ahmadineżadowi. To także źródło wiedzy o tym, co dzieje się w Teheranie. Irańskie władze zablokowały bowiem mediom dostęp do informacji. Od wczoraj światowe agencje nie opublikowały żadnych nowych zdjęć ze stolicy Iranu.

Rola mediów cyfrowych zrewolucjonizowała sposób, w jaki demonstranci wyrażają swoje niezadowolenie. Obecnie pełnią one bardzo ważną rolę - stwierdził były szef perskiego oddziału BBC.

Departament Stanu USA skontaktował się w weekend z administratorem Twittera, by ten opóźnił planowaną modernizację, która mogłaby odciąć w ciągu dnia usługi dla Irańczyków. Prośbę przekazano mimo oficjalnych deklaracji prezydenta Baracka Obamy, że Stany Zjednoczone nie będą się angażować w powyborczą dyskusję w Iranie.

W czasie wyborów irański rząd zablokował możliwość wysyłania wiadomości SMS, które kandydaci opozycji wykorzystywali do zmobilizowania własnego elektoratu, jakim są młodzi ludzie. Jak podaje agencję Reutera, mieszkańcy Teheranu nie mogli wysyłać SMS-ów jeszcze w poniedziałek.

Dla Mira Hosejna Musawiego, głównego rywala Ahmadineżada w czasie kampanii wyborczej, Internet i irańska blogosfera stały się głównym narzędziem mobilizacji osób krytycznie nastawionych do konserwatywnych władz państwa. W 70-milionowym Iranie ponad 23 miliony mieszkańców ma dostęp do Internetu, 60 proc. z nich ma mniej niż 20 lat.

W Iranie niespokojnie, a prezydent Ahmadineżad przebywa w rosyjskim Jekaterynburgu na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Dla Rosji problem wyborów prezydenckich to wewnętrzna sprawa Iranu.