Co najmniej 19 osób zostało rannych w zamieszkach, które w nocy z poniedziałku na środę wybuchły na imigranckich przedmieściach położonego na północy Francji miasta Amiens. Młodzieżowe bandy wzniosły tam uliczne barykady, podpaliły przedszkole, hale sportową, dom kultury i prawie 20 samochodów.

Do Amiens sprowadzono dodatkowe oddziały szturmowe policji z Paryża i okolicznych miast. Jak informuje korespondent RMF FM Marek Gładysz, udało się zaprowadzić porządek w mieście.

Krajobraz przedmieść po nocnych zamieszkach jest jednak przerażający: wyludnione ulice, a przy nich tlące się dziesiątki samochodowych wraków oraz uszkodzone podczas pożarów budynki.

Starcia wybuchły ok. godz. 21, a zakończyły się dopiero o 7 godzin później. Doszło do nich po tym, jak policja skontrolowała jednego z mieszkańców imigranckiego getta. Młodzieżowe bandy zaczęły strzelać do funkcjonariuszy z wiatrówek i rzucać w ich kierunku petardy. Później obrzuciły radiowozy butelkami z benzyną i kamieniami. Mundurowi odpowiedzieli na atak chuliganów kauczukowymi pociskami i gazem łzawiącym. W wyniku starć rannych zostało co najmniej 16 policjantów i trzech przypadkowych kierowców.

Funkcjonariusze z niepokojem patrzą na rozwój sytuacji. Obawiają się, że w Amiens może dojść do kolejnych starć. To musi się skończyć! Jak można podpalać przedszkole, do którego chodzą nasze dzieci - oburza się młoda mieszkanka Amiens. Najpierw podpalali kosze na śmieci, a potem podpalili przedszkole. Policja musi położyć temu kres - dodaje jej mąż.

Według policji w dzielnicy Amiens-Nord często dochodzi do awantur i incydentów, jednak nigdy nie było zdarzeń o skali podobnej do nocnych zamieszek.

Prezydent Francois Hollande oświadczył, że jego socjalistyczny rząd uczyni wszystko, by zagwarantować spokój i bezpieczeństwo w Amiens. Minister spraw wewnętrznych Manuel Valls bezzwłocznie uda się do Amiens, żeby kolejny raz udowodnić, iż państwo zmobilizuje wszelkie siły, aby zwalczać przemoc - zadeklarował.

Zamieszki wynikiem spisku przeciw prezydentowi?

Część komentatorów uważa, że krwawe zamieszki na imigranckich przedmieściach Amiens mogą być rezultatem politycznego spisku przeciwko nowemu prezydentowi. Dzisiaj lewicowy szef państwa - Francois Hollande - miał bowiem świętować okrągłą rocznicę 100 dni od zwycięstwa w wyborach prezydenckich.

Wielu mieszkańców imigranckiego getta Amiens-Nord, w którym doszło do zamieszek, twierdzi, że policjanci specjalnie prowokowali młodzieżowe bandy obraźliwymi słowami i gestami. Wyglądało to jakby chcieli, żeby doszło do starć ulicznych. To była prowokacja! Krzyczeli do młodych Arabów, żeby szli jeść kanalie - choć wiedzieli, że trwa Ramadan, czyli muzułmański post - mówi wysłannikowi RMF FM 43-letni Ahmed.

Nie wiem czy, to przypadek, ale to dziwne, że zamieszki wybuchają w ten rocznicowy dzień - równo sto dni po zwycięstwie Hollanda. Wiadomo, że jest dużo prawicowych i skrajnie prawicowych funkcjonariuszy, którzy chcą dowieść, że nowy prezydent nie daje sobie rady z przestępczością na imigranckich przedmieściach. Można sobie zadać pytanie, czy nie chodzi o polityczna prowokacje - powiedział Markowi Gładyszowi w Amiens były redaktor naczelny renomowanego dziennika "Liberation" Alain Froissart.

Media podkreślają, że imigranckie getta to beczka z prochem, która tylko czeka, by ktoś podpalił lont. Z drugiej strony jednak wielu mieszkańców Amiens podkreśla, że nikt nie zmuszał arabskich band do podpalania budynków publicznych i samochodów.