Jair Bolsonaro powiedział o swoje przeciwniczce politycznej, że jest zbyt brzydka, by warto było ją zgwałcić. To sprawiło, że na ulice San Paulo wyszło sto tysięcy kobiet, organizując wcześniej w mediach społecznościowych kampanię #NieOn. Jednak wielu Brazylijczyków chce, by to właśnie ten człowiek został nowym prezydentem tego kraju. Według ostatnich sondaży, skrajnie prawicowy kandydat na prezydenta Brazylii zwiększył swą przewagę nad lewicowym rywalem Fernando Haddadem przed niedzielnymi wyborami i prowadzi już z 35-proc. poparciem.

63-letni emerytowany kapitan armii brazylijskiej kandyduje z ramienia niewielkiej Partii Społeczno-Liberalnej. Opiniotwórczy hiszpański dziennik monarchistyczno-konserwatywny "ABC" napisał o nim, że uosabia nostalgię za ostatnią brazylijską dyktaturą wojskową.

Nie bez powodu jest znienawidzony przez kobiety. W wywiadzie dla gazety "Zero Hora" o swojej przeciwniczce politycznej Marii do Rosario powiedział: Ona nawet nie zasługuje na to, żeby ją zgwałcić. Jest brzydka, w ogóle nie w moim typie. Ja bym jej nie zgwałcił.

Bolsonaro uważa także, że kobiety nie powinni zarabiać tyle co mężczyźni, ponieważ zachodzą w ciążę.

O swojej własnej rodzinie powiedział: Mam piątkę dzieci: czterech synów i córkę, która przyszła na świat przez chwilę mojej słabości.

Bolsonaro nie ukrywa też swojej niechęci do osób o odmiennej orientacji seksualnej. Jak sam powiedział, "wolałby, żeby jego syn był martwy niż był homoseksualistą".

Ten były wojskowy oświadczył także, że jedynym błędem dyktatury w latach 1964-1985 był fakt, że przez te lata reżim torturował opozycjonistów, zamiast ich zabijać.

Słowa te padły w kontekście obietnic wyborczych, kiedy zapowiadał zdecydowaną walkę z gangami narkotykowymi.

Pod tym względem porównywany jest z prezydentem Filipin Rodrigo Duterte. Inni widzą w nim podobieństwa do Donalda Trumpa. Doczekał się nawet przezwiska "Trumpinho", czyli Mały Trump albo "Trump tropików". I nie ma nic przeciwko temu.

Jedno jest pewne: jeśli Bolsonaro wygra wybory, to tylko dzięki głosom mężczyzn.

29 września w stolicy gospodarczej kraju Sao Paulo sto tysięcy kobiet, jak obliczyła stacja BBC News Brasil, demonstrowało przeciwko kandydaturze Bolsonaro. Zorganizowały one w mediach społecznościowych kampanię #ElenNao, czyli #NieOn lub #EleNunca, czyli #NigdyOn.

Według BBC News, protest w Sao Paulo był "największą demonstracją kobiet w dziejach Brazylii".

Brazylijski instytut badania opinii publicznej Datafolha ocenił, że gdyby wynik wyborów zależał od kobiet, zwycięstwo Bolsonaro byłoby wątpliwe: 52 proc. jest przeciwko niemu. Jednak w kraju, w którym tradycyjna klasa polityczna jest mocno naznaczona korupcją, i w którym statystyki zabójstw są najwyższe na świecie, dialektyka Bolsonaro, który głosi, że prawo do noszenia broni jest "przyrodzonym prawem każdego mężczyzny", ma bardzo wielu zwolenników.

(j.)