Francja jest gotowa pójść na duże ustępstwa wobec Rosji w sprawie rozwiązania konfliktu ukraińskiego. To nieoficjalne informacje, które mnożą się w nadsekwańskich mediach. Twierdzą one, że Paryż może zgodzić się na uznanie obecnej linii frontu za nienaruszalną linię podziału pomiędzy regionami opanowanymi przez separatystów i resztę Ukrainy.

Wielu paryskich komentatorów podkreśla, że byłoby to zwycięstwem Władimira Putina, bo tereny opanowane w tej chwili przez prorosyjskich separatystów są bardziej rozlegle, niż w momencie podpisania we wrześniu ubiegłego roku w Mińsku porozumienia o zawieszeniu broni, które później zostało złamane. Już wcześniej informacje te podały rosyjski dziennik "Kommiersant" i francuska telewizja publiczna "France 2" - teraz zaczynynają o tym informować również inne nadsekwańskie media, m.in. telewizyjna stacja informacyjna "LCI". Wzdłuż aktualnej linii frontu miałaby zostać stworzona strefa zdemilitaryzowana, której szerokość miałaby wynosić od 50 do 70 kilometrów. Wielu obserwatorów podkreśla, że byłoby to bolesnym ciosem dla prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki, który żąda poszanowania ubiegłorocznych postanowień z Mińska.

Nic mi nie wiadomo o tych propozycjach - powiedział wczoraj o wcześniejszych doniesieniach "Kommiersant" i francuskiej telewizji publicznej "France 2" na ten temat Petro Poroszenko. Według wielu obserwatorów mogłoby to sugerować, że uznanie aktualnej linii frontu nie stanowiło pierwotnie części francusko-niemieckiego plany pokojowego, który został przedstawiony w czwartek ukraińskiemu przywódcy. Propozycja ta mogła się pojawić dzień później - w czasie spotkania prezydenta Francois Hollande’a i kanclerz Angeli Merkel z Władimirem Putinem w Moskwie. Strona niemiecka nie skomentowała wtedy tych informacji.

Podczas wczorajszej konferencji w Monachium Poroszenko zaapelował do Zachodu o "konkretne wsparcie niepodległości Ukrainy - polityczne, gospodarcze, ale także militarne". Jak oświadczył ukraiński prezydent, oczekuje on dostaw broni dla swojego kraju, ponieważ naruszone zostało memorandum budapeszteńskie z 1994 roku, gwarantujące integralność terytorialną Ukrainy. W zamian za gwarancje bezpieczeństwa Ukraina zrzekła się wówczas strategicznej broni nuklearnej, którą odziedziczyła po ZSRR.

Prezydent Ukrainy przyznał, że zna opinie ekspertów, którzy twierdzą, że dostawy broni do Ukrainy spowodują zaostrzenie konfliktu. Widzimy jednak, że to właśnie brak potencjału (obronnego) prowadzi do eskalacji - przekonywał Poroszenko. Jesteśmy niepodległym narodem i mamy prawo do obrony swoich ludzi - oznajmił, dodając, że "defensywny sprzęt nie zostanie wykorzystany do ataku". Władze Francji i Niemiec twierdzą, że dostarczenie broni Ukrainy zaostrzyłoby konflikt zbrojny, zamiast doprowadzić do jego zatrzymania.

Według bliskich współpracowników Hollande’a, których cytują nadsekwańskie media, pozostaje ciągle wiele kwestii spornych w negocjacjach w sprawie rozwiązania konfliktu ukraińskiego. Chodzi m.in. o status regionów kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów, metody kontroli ukraińsko-rosyjskiej granicy oraz wycofania ze strefy dotychczasowych walk ciężkiego uzbrojenia. Doradcy prezydenta Francois Hollande’a mają nadzieje, że kompromis w sprawie tych spornych kwestii zostanie wypracowany przed nowym spotkaniem w Mińsku, w którym uczestniczyć mają przywódcy Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy.

Część paryskich obserwatorów gorzko ironizuje, że kolejne porozumienia w Mińsku mogą być w ten sposób podpisywane w nieskończoność, jeżeli później - tak jak stało się to w ubiegłym roku - będą nagminnie łamane. Według nich jedynym rezultatem tych działań dyplomatycznych może być stopniowo powiększanie się terenów zajętych przez wspieranych przez Rosję separatystów, bo Putin traktuje te negocjacje jako "zasłonę dymną", która ułatwiają rebeliantom z samozwańczych republik - Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej - przygotowanie nowych ofensyw.