Szef rządzącego w Strefie Gazy Hamasu Ismail Hanije zapowiedział w piątek kontynuację masowych protestów na granicy tej palestyńskiej enklawy z Izraelem. Jak stwierdził, mają one trwać "aż do osiągnięcia celów".

Szef rządzącego w Strefie Gazy Hamasu Ismail Hanije zapowiedział w piątek kontynuację masowych protestów na granicy tej palestyńskiej enklawy z Izraelem. Jak stwierdził, mają one trwać "aż do osiągnięcia celów".
Tysiące osób demonstrowały w piątek na ulicach Stambułu solidarność z Palestyńczykami / TOLGA BOZOGLU /PAP/EPA

Przemawiając w jednym z meczetów w Strefie Gazy Hanije zdementował doniesienia, że palestyńskie frakcje zgodziły się na zaprzestanie demonstracji. Zaprzeczył też informacjom, że Izrael groził za pośrednictwem Egiptu zabiciem przywódców Hamasu, jeżeli protesty będą kontynuowane.

Szef Hamasu mówił o "ważnych krokach w kierunku zniesienia blokady Strefy Gazy". Zaznaczył, że "nie wydarzyłyby się one bez ofiar naszego (palestyńskiego) narodu".

W jego ocenie "protesty już osiągnęły ważne rezultaty", wśród których Hanije wymienił otwarcie granicy z Egiptem.

Prezydent Egiptu Abd el-Fatah es-Sisi poinformował, że zarządził otwarcie przejścia granicznego w Rafah ze Strefą Gazy na czas świętego dla muzułmanów miesiąca ramadan. Będzie to najdłuższy okres otwarcia tego przejścia granicznego od 2013 roku. Na swoim Twitterze Sisi napisał w czwartek wieczorem, że otwarcie granicy "ulży w cierpieniach naszym braciom w Strefie Gazy".

Decyzję o otwarciu przejścia Sisi ogłosił w kilka dni po protestach w Strefie Gazy przeciwko przeniesieniu przez USA ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. W starciach z siłami izraelskimi na granicy z Izraelem w poniedziałek zginęło - według władz palestyńskich - ok. 60 Palestyńczyków, a ok. 2,8 tys. zostało rannych.

Protesty przebiegające pod hasłem Wielkiego Marszu Powrotu zmierzają do przyznania Palestyńczykom prawa do zamieszkania na terenach, z których setki tysięcy zostało wysiedlonych po 1948 roku. Demonstracje organizuje Hamas. We wtorek minęła 70. rocznica wybuchu pierwszej wojny arabskiej nazywanej przez Izraelczyków wojną o niepodległość, a przez Arabów - "katastrofą" (an-Nakba).

Masowe protesty w Turcji

Solidarność z Palestyńczykami okazali Turcy. Tysiące osób demonstrowały w piątek na ulicach Stambułu, po tym gdy w poniedziałek izraelska armia zastrzeliła ok. 60 Palestyńczyków w Strefie Gazy podczas protestów w związku z przeniesieniem ambasady USA w Izraelu do Jerozolimy.

Protestujący odpowiedzieli na apel prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana, który - jak zauważa agencja AFP - wyjątkowo ostro potępił działania Izraela w Strefie Gazy.
Według AFP na demonstracji pod hasłem "Stop opresji!" byli obecni Erdogan oraz palestyński premier Rami Hamdallah.

Turecki prezydent ma przemawiać do protestujących. Zgromadzeni na wiecu ludzie wymachują palestyńskimi i tureckimi flagami.

Wywodzący się z konserwatywnego ruchu islamskiego Erdogan jest zagorzałym protagonistą sprawy palestyńskiej i nie ukrywa poparcia dla palestyńskiego ruchu islamistycznego Hamas w Strefie Gazy. Dyskurs ten dociera do tradycyjnego elektoratu Erdogana, który z pewnością w zaplanowanych na 24 czerwca wyborach parlamentarnych i prezydenckich zapewni sobie reelekcję, oraz pozwolił mu zbudować pewną popularność w świecie arabskim - zwraca uwagę AFP.

W Stambule w piątek odbywa się nadzwyczajny, zwołany przez Erdogana szczyt Organizacji Współpracy Islamskiej (OWI).

Poniedziałkowa inauguracja ambasady USA w Jerozolimie wywołała gwałtowne starcia na granicy między Strefą Gazy a Izraelem, w których zginęło około 60 osób, a ok. 2,8 tys. zostało rannych.

ONZ za wysłaniem misji śledczej

Na sytuację w Strefie Gazy reagują też instytucje międzynarodowe. Rada Praw Człowieka ONZ przegłosowała w piątek rezolucję w sprawie wysłania zespołu międzynarodowych śledczych, specjalizujących się w zbrodniach wojennych, do zbadania ostatnich wydarzeń w Strefie Gazy. Rezolucję "całkowicie odrzuciło" izraelskie MSZ.

Tylko dwóch członków Rady Praw Człowieka ONZ - Stany Zjednoczone i Australia - głosowało przeciwko rezolucji, która została przyjęta głosami 29 z 47 państw. 14 państw wstrzymało się od głosu, w tym Niemcy, Wielka Brytania, Japonia i Szwajcaria.
Przyjęta rezolucja wzywa do "pilnego wysłania niezależnej komisji międzynarodowej", najwyższego szczebla dochodzenia przewidzianego przez Radę - informuje agencja AFP. 

Zespół śledczych musi "przeprowadzić dochodzenie w sprawie domniemanych naruszeń i złego traktowania (...) w kontekście ataków (izraelskich) wojskowych podczas dużych demonstracji cywilnych, które rozpoczęły się 30 marca 2018 roku", w tym "mogących mieć związek ze zbrodniami wojennymi" - napisano w dokumencie.

Izrael "całkowicie odrzucił rezolucję Rady Praw Człowieka ONZ, która po raz kolejny udowodniła, że jest ciałem złożonym z antyizraelskiej większości, kierującym się hipokryzją i absurdem" - napisało na swoim koncie na Twitterze izraelskie MSZ. Celem Rady nie było "dochodzenie prawdy, lecz naruszenie izraelskiego prawa do samoobrony i wyodrębnienie państwa żydowskiego w celu demonizacji". Izrael, który nie należy do Rady, od lat skarży się, że jest niesprawiedliwie piętnowany na tym forum.

Z kolei szef palestyńskiego MSZ Rijad al-Maliki przyjął rezolucję z zadowoleniem. "Powołanie przez Radę Praw Człowieka międzynarodowej komisji śledczej jest krokiem w kierunku sprawiedliwego traktowania narodu palestyńskiego" - oświadczył, wzywając wspólnotę międzynarodową do "powstrzymania izraelskich zbrodni wojennych".

Nadzwyczajne posiedzenie Rady Praw Człowieka ONZ zostało zwołane w związku z sytuacją w Strefie Gazy, gdzie w poniedziałek doszło do krwawych starć izraelsko-palestyńskich podczas protestów m.in. przeciwko przeniesieniu ambasady USA w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy. W starciach z siłami izraelskimi w Strefie Gazy na granicy z Izraelem w poniedziałek zginęło - według władz palestyńskich - ok. 60 Palestyńczyków, a ok. 2800 zostało rannych. 

Otwierając w Genewie posiedzenie Rady, wysoki komisarz NZ ds. praw człowieka Zeid Ra'ad Al-Hussein oświadczył, że odpowiedź armii Izraela na protesty Palestyńczyków była "absolutnie nieproporcjonalna".

Ambasador Izraela przy ONZ Awiwa Raz Szechter wyraziła ubolewanie, że "po raz kolejny" Rada Praw Człowieka jest "obsesyjnie antyizraelska" i daje się oszukiwać przez "Hamas, który cyniczne wykorzystuje swój własny naród". Ambasador ostro potępiła to gremium za - jak to ujęła - "rozpowszechnianie kłamstw na temat Izraela". Wraz z przyjęciem tej rezolucji "Rada osiągnęła nowy poziom hipokryzji i wykazała najniższe standardy wiarygodności" - oceniła.

Trwające od 30 marca protesty, w których wraz z poniedziałkowymi ofiarami zginęło ponad stu Palestyńczyków, przebiegają pod hasłem Wielkiego Marszu Powrotu; zmierzają do przyznania Palestyńczykom prawa do zamieszkania na terenach, z których setki tysięcy zostało wysiedlonych po 1948 roku. Demonstracje organizuje radykalna palestyńska organizacja Hamas. W poniedziałek przybrały one na sile w związku z przeniesieniem ambasady USA do Jerozolimy; dzień ten był najkrwawszy od wojny Hamasu z Izraelem z 2014 roku. We wtorek minęła 70. rocznica wybuchu pierwszej wojny arabskiej nazywanej przez Izraelczyków wojną o niepodległość, a przez Arabów - "katastrofą" (an-Nakba). 


(nm)