Koalicja gruzińskich partii opozycyjnych zażądała dymisji ministra spraw wewnętrznych i szefa służby bezpieczeństwa oraz uwolnienia zatrzymanych uczestników czwartkowych demonstracji. Domaga się też rozmów na temat wcześniejszych wyborów parlamentarnych.

Tamar Kordzaia, przewodnicząca Partii Republikańskiej, zapowiedziała, że opozycja będzie kontynuować protesty, aby doprowadzić do spełnienia jej postulatów. W piątek wieczorem demonstranci znów zebrali się przed parlamentem w Tbilisi.

Wcześniej czwartkowych starciach demonstrantów z policją w stolicy do dymisji podał się przewodniczący parlamentu Irakli Kobachidze.

Demonstranci, protestując przeciwko obecności rosyjskiego deputowanego do Dumy Państwowej Siergieja Gawriłowa, który w gruzińskim parlamencie przemawiał po rosyjsku z miejsca przewodniczącego, usiłowali w czwartek wtargnąć do budynku parlamentu.

W starciach z policją rannych zostało, według najnowszych informacji przedstawiciela gruzińskiej służby zdrowia, co najmniej 240 osób, z których ponad setka nadal przebywa w szpitalu. Policjanci użyli gumowych kul, gazu łzawiącego i pałek, a protestujący obrzucali funkcjonariuszy butelkami i kamieniami. Policja zatrzymała ponad 300 osób. Dwoje rannych z powodu gumowych kul straciło wzrok.

W czwartek wieczorem prezydent Salome Zurabiszwili, reagując na protesty, nazwała Rosję "wrogiem i okupantem", sugerując, że za brutalnymi zamieszkami stoi rosyjska "piąta kolumna". Szefowa państwa ostrzegła, że "tylko Rosja skorzysta na podziałach w kraju i społeczeństwie (Gruzji) oraz na wewnętrznej konfrontacji. To obecnie jej (Moskwy) najsilniejsza broń - napisała polityk na Facebooku.

W odpowiedzi rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oznajmił w piątek, że "wszystko, co zdarzyło się wczoraj w Gruzji, jest niczym innym niż antyrosyjską prowokacją".

Rosyjskie władze ostrzegły swoich turystów o potencjalnym ryzyku związanym z podróżowaniem do Gruzji. W piątek wieczorem Rosja ogłosiła dekret prezydenta Władimira Putina o wstrzymaniu pasażerskich połączeń lotniczych w Gruzją.

Siergiej Gawriłow przybył do Gruzji z okazji corocznego międzynarodowego spotkania parlamentarzystów z państw prawosławnych. Rosjanin w przeszłości wyrażał poparcie dla niepodległości separatystycznego gruzińskiego regionu Abchazji.

W piątek okolice parlamentu były wyłączone z ruchu, w tym aleja Rustawelego, gdzie znajduje się gmach parlamentu. Sam budynek jest silnie chroniony przez policję.

Stosunki dyplomatyczne między Gruzją a Rosją zostały zerwane po kilkudniowym konflikcie w sierpniu 2008 roku, gdy Gruzja podjęła zbrojną próbę odzyskania kontroli nad Osetią Południową, regionem, który oderwał się od niej w latach 90. i przy nieformalnym wsparciu Moskwy uzyskał faktyczną niezależność od Tbilisi. Rosja odpowiedziała wprowadzeniem swych wojsk do tej republiki i dalej w głąb gruzińskiego terytorium.

W wyniku konfliktu Rosja uznała niepodległość nie tylko Osetii Południowej, lecz także drugiej separatystycznej republiki gruzińskiej, Abchazji. Obecnie rozlokowane są tam rosyjskie oddziały.