Coraz szersze kręgi zatacza głośna afera groźnych implantów piersi produkowanych przez francuską firmę PIP. Nadsekwańskie media donoszą, że problem może dotyczyć także mężczyzn. To samo przedsiębiorstwo wytwarzało bowiem silikonowe implanty jąder, pośladków, mięśni klatki piersiowej i innych części ciała.

Śledczy próbują ustalić, czy stosowane w chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej implanty innych części ciała były wypełnione tym samym niebezpiecznym żelem silikonowym, co implanty piersi, które - jak się szacuje - wszczepione zostały ponad 500-tysiącom kobiet na całym świecie. Producent przyznał, że wspomniany żel nie odpowiada normom medycznym. Zapewnił jednak, że nie jest szkodliwy dla zdrowia. Eksperci twierdzą, że substancja jest rakotwórcza i w razie przerwania się powłoki implantu powoduje ostre stany zapalne. Paradoksalnie rakotwórcze implanty wszczepiane były - według prasy - pacjentom w paryskich klinikach specjalizujących się w leczeniu chorób nowotworowych. Nadsekwańskie media twierdzą również, że wspomniany żel stosowany był też do produkcji paliwa i materaców.

Ministerstwo zdrowia zaleciło, by 30 tysięcy francuskich pacjentek zastąpiło wadliwe implanty bezpiecznymi protezami. Nie wiadomo jeszcze, czy koszty wymiany implantów zostaną w całości pokryte przez Krajowa Kasę Chorych. Rząd sugeruje, że mogą zostać pokryte dzięki wysokiemu odszkodowaniu, którego Kasa żąda od PIP na drodze sądowej. Jeżeli okaże się, że trzeba będzie wymienić również implanty innych części ciała, koszty znacznie wzrosną.

Producent implantów piersi przyznał się do oszustwa

Były szef francuskiej firmy, produkującej silikonowe implanty piersi, zeznał w trakcie śledztwa, że świadomie stosował niedozwolone tworzywo - twierdzą francuskie media. Wiedziałem, że żel nie był dopuszczony do użytku, ale świadomie go używałem, bo był tańszy (...) i miał lepszą jakość - miał powiedzieć Jean-Claude Mas, założyciel nieistniejącej już firmy PIP.

Aby ukryć oszustwo, w 1993 roku - na długo przed wypuszczeniem protez na rynek - Mas miał swoim pracownikom wydać polecenie, żeby ukrywali informacje dotyczące prawdziwych substancji użytych do produkcji implantów.

Jak zeznał były dyrektor techniczny firmy Thierry Brinon, żel używany w implantach był w większości wytwarzany metodami "chałupniczymi". 75 proc. implantów wypełniono żelem który nie miał wymaganych zezwoleń, a tylko 25 proc. - autoryzowanym amerykańskim żelem Nusil.

Na podstawie fałszywych oświadczeń francuskiej firmy niemiecki instytut TUV wydał certyfikat dopuszczający implanty PIP na rynek. Jak podkreślił Brinon, "jedynym motywem" tego oszustwa był zysk finansowy. Producent zaoszczędził na stosowaniu substancji gorszej jakości około miliona euro rocznie.