Spektakularna akcja Greenpeace we Francji. Działacz tej ekologicznej organizacji przeleciał motolotnią nad elektrownią atomową koło Lyonu i zrzucił na jej reaktory race dymne. Później wylądował na terenie siłowni.

Organizacja tłumaczy, że chciała w ten sposób udowodnić, iż francuskie elektrownie atomowe nie są zabezpieczone na wypadek ewentualnych ataków terrorystycznych z powietrza. I to się udało: jej działacz bez żadnego problemu przeleciał nad elektrownią w Bugey na południowym-wschodzie kraju, a następnie wylądował koło reaktorów. Dopiero na ziemi został aresztowany przez żandarmerię.

Ekolodzy twierdzą również, że gdyby liniowy samolot spadł na jedną z francuskich elektrowni jądrowych, zakończyłoby się to katastrofą, bo obudowa reaktorów nie jest wystarczająco solidna.

Przedstawicielka Greenpeace Sophia Majnoni przyznaje, że celem akcji było zwrócenie uwagi kandydatów w niedzielnych wyborach prezydenckich Nicolasa Sarkozy'ego i Francois Hollande'a, którzy negują zagrożenie wynikające z energetyki atomowej.

Nie jest to pierwszy tego typu incydent we Francji. W grudniu ubiegłego roku działacze Greenpeace dostali się na teren elektrowni w Nogent-sur-Seine w północno-wschodniej Francji i w Cruas na południowym wschodzie. Oni również chcieli zwrócić uwagę na luki w systemie bezpieczeństwa elektrowni.

Problem jest poważny, bo 75 procent energii we Francji pochodzi właśnie z elektrowni atomowych.