Niezwykle silny sztorm szaleje u wschodnich wybrzeży Australii, powodując milionowe straty w rejonie Sydney i innych miast. Co najmniej 3 osoby zginęły, są też ranni. Wiatr wieje już od trzech dni.

Wiatr o prędkości ponad 135 km/godz i intensywne ulewy spowodowały lokalne powodzie i zdewastowały linie energetyczne. Ponad 200 tys. domów zostało pozbawionych prądu, a wiele zostało zniszczonych lub poważnie uszkodzonych.

Przy plażach są gigantyczne fale o wysokości dochodzącej do ponad 11 metrów. Uniemożliwiły m. in. zawinięcie do portu dużego wycieczkowca.

Meteorolodzy ostrzegli, że na północ od Sydney uformował się nowy ośrodek burzowy, który nabiera siły.

Sztorm wyrządził znaczne zniszczenia w Sydney łamiąc drzewa, zrywając linie energetyczne i unieruchamiając sygnalizację świetlną na ulicach. Wiele arterii komunikacyjnych jest zupełnie zalanych. Fatalna pogoda spowodowała chaos w komunikacji podmiejskiej. Opóźnienia i odwołane kursy pociągów spowodowały, że tysiące osób nie mogło dotrzeć do pracy, a później wrócić do domów.

Premier stanu Nowa Południowa Walia Mike Baird wezwał mieszkańców aglomeracji Sydney do unikania niepotrzebnych podróży i unikania - w miarę możliwości - podróżowania w godzinach szczytu.

Żywioł wyrządził szczególnie duże zniszczenia w mieście Dungog położonym w odległości 200 km na północ od Sydney. Wczoraj znaleziono tam trzy ofiary śmiertelne - kobietę i dwóch mężczyzn. Według lokalnych mediów, zmarli oni w swych domach odcięci przez wzbierające wody powodziowe.

(abs)