Gdy w Stanach Zjednoczonych i Chinach raz po raz rozlegają się głośne salwy w zaostrzającym się konflikcie handlowym, na spornym morzu Południowochińskim powstaje drugi front konfliktu. Ta zimna wojna na wodach, może wkrótce zmusić mniejsze państwa w tym regionie Azji do opowiedzenia się po jednej lub drugiej stronie globalnej rozgrywki geopolitycznej – czytamy w artykule zamieszczonym w portalu Asia Times, dwujęzycznej angielsko-chińskiej gazecie internetowej.

1. Kogo szlag trafia, gdy traci morskie szlaki

Autor artykułu zatytułowanego "Zbliża się konflikt na Morzu Południowochińskim" - Richard Javad Heydarian, publicysta, analityk i doradca polityczny - przypomniał, że w zeszłą niedzielę obok spornej ławicy Scarborough, do której prawa roszczą sobie Chiny, przepłynął amerykański niszczyciel USS Preble. Ten morski obszar Chińczycy zajmują od 2012 roku, mimo że Filipiny uznają go za część swojej wyłącznej strefy ekonomicznej (WSE).

Wysłanie okrętu wojennego przez Amerykanów było jednym z punktów trwającej w tym miesiącu operacji FONOP. Ten amerykański akronim to skrót od wyrażenia Freedom Of Navigation Operation, czyli operacja służąca wolności żeglugi. Te manewry marynarki USA to wyzwanie skierowane pod adresem zbrojących się coraz bardziej Chin, rozwijających swoją, do pewnego czasu, zaniedbaną flotę i przejmujących coraz większą kontrolę nad drogami wodnymi.

Tłem dla amerykańskiej operacji z niszczycielem USS Preble były wspólne ćwiczenia straży przybrzeżnej USA i Filipin. Odbyły się one na początku maja w pobliżu Scarborough i były pierwszymi dwustronnymi działaniami poszukiwawczo-ratunkowymi w pobliżu ławicy w historii obu krajów. Jak zauważa Richard Javad Heydarian, chińskie statki straży przybrzeżnej uważnie monitorowały ćwiczenia. Zbliżyły się na odległość pięciu kilometrów od filipińskiego statku uczestniczącego w manewrach. Pekin ma bowiem powody do niepokoju. Siły morskie Waszyngtonu i Manili przeprowadziły w kwietniu wspólną operację, która symulowała ponowne zajęcie odległej okupowanej wyspy. Według niektórych ekspertów to posunięcie wskazuje na większą przyszłą rolę amerykańskiej straży przybrzeżnej w tym rejonie Azji.

2. Morska krowa wystawia chiński jęzor

W tym roku Chiny podwoiły liczbę swoich żołnierzy i oddziałów paramilitarnych na Morzu Południowochińskim, co budzi obawy, że może dojść do starć ich jednostek z wojskami mniejszych państw, mających regionalne ambicje. Nie są to czcze pogróżki. Chiny toczą  spory terytorialne z Filipinami, Wietnamem, Malezją, Indonezją i Tajwanem na szerokim obszarze morskim. Pekin twierdzi, że aż 90 procent Morza Południowochińskiego znajduje się w tak zwanej "linii dziewięciu kresek", w Wietnamie - ze względu na jej kształt- określanej bardzo obrazowym mianem: "linią krowiego języka". Jest to linia demarkacyjna, która wyznacza zakres roszczeń terytorialnych Państwa Środka. Spór dotyczy głównie Wysp Paracelskich, Wyspy Spratly,  południowej część Riukiu oraz - wspominanej już- ławicy  Scarborough. Przyczyną konfliktu jest chęć przejęcia bogatych złóż węglowodorów na tych obszarach, oraz panowania nad ważnymi szlakami żeglugi, trasami kursowania tankowców z ropą naftową.   

W odpowiedzi administracja prezydenta USA Donalda Trumpa ogłosiła, że przedstawi nową strategię walki z morskimi ambicjami Chin. Ma to nastąpić podczas zbliżającego się szczytu w Singapurze.  To na tamtejszym forum Dialogu Shangri-La 31 maja-2 czerwca  sekretarz obrony USA Patrick Shanahan ma wygłosić przemówienie na ten temat.

Amerykanie nie zasypiają gruszek w popiele. Są już oznaki rosnącej koordynacji marynarki wojennej USA krajami zaprzyjaźnionymi z Waszyngtonem. Pierwszy raz Stany Zjednoczone, Japonia, Indie i Filipiny przeprowadziły (9 maja) wspólne ćwiczenia FONOP w drodze do Singapuru na szczyt  ministrów obrony państw z grupy ASEAN- Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej.

3. Światowa Wyspa czeka na tyrana

Widać wyraźnie, że bez analiz geopolitycznych ciężko do końca pojąć linie sojuszy i podziałów, które tworzą się w tej części globu. Dlatego warto sięgnąć po klasyczną książkę, która wprowadza pojęciowy porządek do tego pomieszania działań, kontrakcji, ambicji i wyrazów słabości. Niedawno w naszych księgarniach pojawiło się słynne dzieło Halforda Johna Mackindera "Demokratyczne ideały a rzeczywistość". Autor urodzony w 1861 roku, założyciel London School of Economics sformułował uniwersalne prawa, którymi rządzi się globalna polityka i do czasów współczesnych jest intelektualnym przewodnikiem, a przynajmniej istotnym punktem odniesienia. Jego najsłynniejsza maksyma głosiła: Who rules the East Europe, commands The Heartland; who rules the Heartland, commands The World Island; who rules the World-Island, controls the World. (Kto panuje w Europie Wschodniej rządzi Śródziemiem; kto panuje w Śródziemiu, włada Światową Wyspą; kto panuje nad Światową Wyspą, rządzi Światem.)

Kluczowa w teorii Mackindera Światowa Wyspa obejmowała połączone ze sobą kontynenty Europy, Azji i Afryki. Była to największa kombinacja lądów, najbardziej zaludniona i najbogatsza. Halford Mackinder ostrzegał, że Chiny mogą pewnego dnia zagrozić globalnej równowadze sił, organizując pod swoim przewodnictwem zasoby Eurazji i budując niepokonaną potęgę morską. Warto zauważyć, że obecna chińska współpraca z Rosją, projekt Jedwabnego Szlaku, niepokojąca Zachód, coraz większa obecność na obszarze Oceanu Indyjskiego oraz w Afryce, oraz rosnąca potęga morska dowodzą trafnych intuicji, wręcz proroczych wizji klasyka globalnej geopolityki.

Na zakończenie zacytujmy pytania stawiane przed stuleciem przez Halforda Johna Mackindera: Co będzie, jeśli Wielki Kontynent, cała Światowa Wyspa bądź jej duża część, stanie się w przyszłości jedną i zjednoczoną bazą mocarstwa morskiego? Trawestując postawioną kwestię, można dziś zapytać: co będzie jeśli Eurazję i Afrykę opanuje Państwo Środka? Na razie opór przed ambitnymi Chinami stawiają Amerykanie i ich sojusznicy na Światowej Wyspie oraz jej satelitach.      

Opracowanie: