Amerykańskie media zastanawiają się, czy i jak bardzo Hilary Clinton zechce zaangażować się w kampanię prezydencką demokraty Baracka Obamy. Zwłaszcza, że po wyborze kobiety na wiceprezydenta w obozie republikanów, taka pomoc ze strony Hillary wydaje się niemal konieczna.

Stawką jest 18 milionów głosów, które była pierwsza dama zdobyła w prawyborach. Może chodzić głownie o głosy specyficznej grupy kobiet - białych, pracujących Amerykanek z dziećmi, które mieszkają na peryferiach miast albo na wsi. To właśnie one najbardziej przywiązały się do wizji kobiety w Białym Domu. Teraz gotowe są przenieść swoje poparcie z Hilary Clinton na Sarę Palin. Na to demokraci nie mogą sobie pozwolić, stąd to kluczowe znaczenie byłej pierwsze damy.

Komentatorzy uważają, że Hilary może mieć osobisty interes w zablokowaniu republikanki, ponieważ pozostawi jej to furtkę na przyszłość bycia pierwszą kobietą prezydent. Z drugiej jednak strony pozostaje problem pewnych animozji, urażonych ambicji pani Clinton i pytanie, czy w tej sytuacji zechce aktywnie walczyć o wybór Baracka Obamy. Na razie wiadomo, że Hilary wybiera się na Florydę. Będzie tam zabiegać o poparcie dla swojego kolegi.